Są takie chwile w życiu kibica, w których milczenie wyraża więcej niż tysiąc słów. Nie będę się dzisiaj rozpisywał, bluźnił na niewykorzystane sytuacje oraz sędziego, którego powinni dożywotnio zawiesić. Przegraliśmy bój o finał FA Cup. Przegraliśmy w dogrywce. Przegraliśmy na własne życzenie... This was our way to Wembley...
Czemu dzisiaj przegraliśmy? Powodów jest mnóstwo, a największych należy upatrywać w naszej nieskuteczności. Możemy zrzucać winę na sędziego, który kilkukrotnie zachował się jak arbiter gwiżdżący na meczu podwórkowej ligi trampkarzy, możemy również obwiniać fatalnie przygotowaną murawę, aczkolwiek w równym stopniu biegali po niej gracze Tottenhamu, jak i Portsmouth. Możemy przeklinać pecha, bo po raz pierwszy w tym sezonie szczęście tak mocno uśmiechnęło się do The Pompeys. Popełniliśmy zbyt wiele błędów, które uchodziły płazem. Jeden z nich niestety został wykorzystany. Nie trafialiśmy do bramki w dwustuprocentowych sytuacjach, a kiedy umieściliśmy futbolówkę w siatce, sędzia dopatrzył się przewinienia. Trudno po takim meczu napisać cokolwiek. Przez głowę przebiega korowód myśli, z których większość nie nadaje się do wypowiedzenia. Rodzą się również pytania: jak to się stało? Czemu? Dlaczego my? Widocznie nie było nam pisane wygrać w tym sezonie FA Cup, a przechodząc kolejne mecze w powtórzonych spotkaniach zwyczajnie oszukiwaliśmy przeznaczenie...
Jakiś czas temu dopatrzyłem się cholernie dziwnej prawidłowości. Im więcej rzutów rożnych wykonujemy w trakcie spotkania, tym większe prawdopodobieństwo, że meczu nie wygramy. Wystarczy rzucić okiem na statystyki podawane przez nas pod niemal każdą relacją. Dzisiaj mieliśmy ich od groma, co kilka minut David Bentley musiał ustawiać futbolówkę w narożniku boiska. I co nam to dało? Jak zwykle nic. Rzuty rożne powinny być naszym przekleństwem. Nie wykonujmy ich, unikajmy kornerów niczym ognia. Bo przegramy...
Zostaliśmy pokonani i pewnie porażka na długo pozostanie w naszych głowach. Marzenia o FA Cup musimy odłożyć co najmniej o rok. Być może w przyszłym sezonie się uda. Przed nami mecz przeciwko Arsenalowi. Czy Koguty pozbierają się po tym występie? Oby, bo w środę możemy przegrać nie tylko kolejny najważniejszy mecz w sezonie, ale również walkę o miejsce w TOP 4. Nie wszystko da się wygrać, jednak spotkanie przeciwko Kanonierom zwyczajnie trzeba!
Tottenham - Portsmouth 0:2 (Piquionne 99, Boateng 117 k.)
Tottenham: Gomes; Corluka, Bassong, Dawson, Bale; Bentley (Kranjcar, 79), Huddlestone (Gudjohnsen, 101), Palacios, Modric; Crouch, Defoe (Pavlyuchenko, 59). Rezerwa: Alnwick, Assou-Ekotto, Livermore, Rose.
Portsmouth: James; Finnan, Rocha, Mokoena, Mullins (Hughes, 119); Wilson, Brown, Yebda (Utaka, 87); Boateng, Dindane, Piquionne (Bouba Diop, 112). Rezerwa: Ashdown, Kanu, Bouba Diop, Basinas, Smith.
69 komentarzy ODŚWIEŻ