Świetna dyspozycja Tottenhamu od początku sezonu wydaje się nie być zagadką, nad którą dumać będą najwięksi piłkarscy filozofowie. Wszyscy jak jeden mąż wymieniają głównych architektów naszych triumfów: świetnego i walecznego Scotta Parkera, który zaraził resztę ekipy swoim entuzjazmem w grze. Lukę Modricia, który mimo perypetii związanych z transferem do Chelsea gra obecnie na najwyższym światowym poziomie. Emmanuela Adebayora, który zrobił nam tak długo oczekiwaną różnicę w ataku. Rafaela Van der Vaarta, który mimo że nie ma sił biegać przez 90 minut, to w ciągu godziny potrafi z niczego stworzyć sytuacje sobie i kolegom. W tym wszystkim rzadko wymieniana jest postać, której przecież tak długo regularnie nie oglądaliśmy - Ledley King.
Miesiąc temu nasz kapitan obchodził 31. urodziny. Jak na piłkarza nie jest to sporo, jednak gdy King przekroczył granicę 25 lat, zaczęły się u niego olbrzymie problemy z kontuzjami. Kolana czarnoskórego stopera nie wytrzymywały nadmiernej ilości treningów i spotkań. Czy ktoś jeszcze pamięta, że w sezonie 2004/05 King zagrał we wszystkich ligowych spotkaniach Tottenhamu? Raczej w pamięci utkwiły nam bardziej sezony 2007/08 (4 występy) czy zeszłoroczny (6 spotkań). Diagnozę postawiono dość szybko - King ma zrujnowane kolana, nie jest w stanie regularnie trenować i może grać co najwyżej raz w tygodniu. Od sześciu lat wychowanek "Kogutów" praktycznie nie trenuje z pierwszą drużyną, a w lidze występuje zdecydowanie rzadziej niż raz w tygodniu. Ledley wypadał na całe miesiące, wracał na jeden mecz, aby ponownie pauzować przez kilka tygodni. Wielka odmiana nastąpiła dopiero w tym sezonie.
King wystąpił w 9 na 11 spotkań ligowych. Zabrakło go podczas klęsk z Manchesterami, a występ z Newcastle zakończył po kilkunastu minutach. W pozostałych meczach zagrał od pierwszej do ostatniej minuty. Zgarnęliśmy komplet punktów. Gdy go brakowało, ugraliśmy tylko jeden punkcik.
W mediach mówi się otwarcie - Ledley King to szczęśliwy talizman "Spurs". Gdy gra, Tottenham jeśli nie wygra, to przynajmniej nie przegra. Takie bajki można wsadzić między książki z podstawówki. Obecność naszego obrońcy w pierwszym składzie to coś więcej niż szczęśliwy talizman. To podstawa spokoju w naszych defensywnych poczynaniach. Przy nim każdy wie, co ma grać. Nawet z najbardziej mizernych partnerów z bloku obronnego, który tworzył, potrafił wycisnąć niesamowite umiejętności gry w destrukcji. Przy nim do poziomu reprezentacyjnego dojrzał Michael Dawson. To przy nim fantastyczne występy notuje Younes Kaboul, który od początku swojej kariery przy White Hart Lane miał pod górkę. I przede wszystkim - przy Kingu każdy bramkarz czuje się zdecydowanie pewniej. Taki zawodnik to skarb. Tylko dlaczego z takiego wrażliwego kruszcu?
Ledley nie dbał o siebie zbyt przesadnie. Gazety często pokazywały naszego kapitana wynoszonego z zakrapianych imprez, gdy nie był w stanie sam przemierzyć drogi od drzwi do samochodu. Ten niezwykle "sportowy" tryb życia ułatwił fakt, że zdrowie Kinga wysiadło jeszcze w trakcie rozwoju jego kariery. Pewnie gdyby nie to, dziś tworzyłby duet z Vidiciem w Manchesterze United lub z Terry'm w Chelsea. Łamliwego Kinga zostawiono nam, a my chcąc nie chcąc modliliśmy się, aby jego kolana po meczach nie wyglądały jak balony. Nadaremno. Nie wytrzymał już nawet Harry Redknapp, który wprost powiedział "Jeśli nie będziesz w stanie grać, nie dostaniesz nowego kontraktu!". Podziałało.
Walczący o nowy kontrakt King gra z niesamowitą regularnością, a jego obecność w składzie jest podstawą naszej ewentualnej dobrej gry. Ile w tym zasługi lekarzy, ile samozaparcia zawodnika, który za wszelką cenę chce podpisać nową umowę? Wiele pytań kłębi się w głowie odnośnie zaistniałej sytuacji. Raczej nie można podejrzewać Kinga o wcześniejszą symulacje, ale jest to z pewnością ciekawy zbieg okoliczności. Czy tak zrujnowanego zdrowotnie piłkarza można postawić na nogi i kazać kopać piłkę, jakby ponownie miał 22 lata? Cokolwiek kryje się za tą tajemnicą jedno jest pewne. Dopóki gra w ten sposób i wygrywamy, narzekać nie będziemy. Niech trwa to jak najdłużej. I niech rok w rok z takim zaangażowaniem walczy o nowy kontrakt.
44 komentarzy ODŚWIEŻ