Wprowadzenie na rynek tej symulacji (!) zaowocowało sporym zamieszaniem w głowach kibiców. Naród, który i tak składał się już z 40 mln trenerów piłkarskich (drugą uprawianą dyscypliną jest medycyna), przekonał się, że prowadzenie profesjonalnego klubu piłkarskiego to przysłowiowa bułka z masłem. Wystarczy wybrać ulubioną drużynę, a potem dowolnie ją kształtować.
Pół biedy, jeżeli menago ogranicza się do świata wirtualnego, problem zaczyna się, jeżeli przenosi swoje upodobania na rzeczywistość, a do prawdziwej tragedii dochodzi w przypadku zderzenia tych dwóch światów. Nie ma bowiem takiej symulacji, w której kolano Ledleya Kinga regularnie odmawia naprawienia. Kontuzja? Żaden problem, za chwile wszystko się naprawi, samo. Prowadzimy 1:0 i potrzebujemy dowieźć wynik do końca? Nie ma sprawy, rzucamy wszystkie siły na obronę i na pewno się uda. Zawodnik, pod którego budowaliśmy linię pomocy, ma propozycje z innego klubu? Nie, takiej opcji nie ma, tylko ja decyduję o tym, czego chce zawodnik. Dzięki dość prostym zabiegom (znów ta medycyna) nawet mało wprawny gracz osiąga najwyższe piłkarskie cele nawet w pierwszym sezonie gry. Zaczyna wierzyć, że jest niczym Ferguson czy Murinho i powoli utwierdza się w przekonaniu, że to wszystko dzieje się naprawdę. A co jeśli nie wychodzi? To też nie problem, zaczyna jeszcze raz, albo po prostu zmienia drużynę.
Mimo, że FM to nie strzelanka nie znaczy, że nie można mieć kilku „żyć”. Kibic-manager, wychowany na FM, zaczyna szukać drużyny idealnej czyt. takiej, która ciągle wygrywa. Staje się więc kibicem ManU, a gdy Ligę Mistrzów wygrywa Liverpool dostrzega, że nigdy nie kibicował żadnemu innemu klubowi. Do następnego sezonu oczywiście, bo wtedy lepiej zacznie grać Chelsea. XXI- wieczny kibic zmienia upodobania jak rękawiczki, a ułatwia mu to rzeczywistość wirtualna. Wystarczy podmienić w przeglądarce wpisy w folderze Ulubione i sprawa załatwiona. Tym bardziej, że ma łatwiej niż np. jego kolega z północnego Londynu, który musi się w danych sprawach wypowiadać w szkole lub na ulicy. Nie będę się szarpał, myśli kibic-manager, kiedy wygrywali było jeszcze na co popatrzeć, teraz ładniej gra inny klub i jemu kibicuję, a w wirtualu przecież nikt tego nie sprawdzi, kiedy powiem, że miłość do barw wyssałem z mlekiem matki, bo przecież już babcia mówiła, że…
Inna wersja kibica-managera to ten dzielący swą miłość na kilka drużyn. Tak jak na swoim komputerze prowadzi dwie lub trzy kariery na raz, tak w rzeczywistości ma, na wszelki wypadek, do wyboru kilka zespołów, najlepiej z różnych lig żeby nie być posądzonym o zbytnie dziwactwo. Nie idzie Spurs w Premier League? Nie ma sprawy, jest jeszcze Real Madryt i Barcelona albo Juve i Milan. Kibic-manager wierzy, że rzeczy, które sam naprawia na co dzień w swojej grze, są równie łatwe do naprawienia w rzeczywistości. O ile jednak, po słabym początku sezonu, jest w stanie wyrzucić trenera na zbity pysk, to w takiej samej sytuacji w FM nigdy nie wyrzuci siebie. Tak jak w rzeczywistości sypie nazwiskami jak z rękawa, tak, kiedy idzie o FM nie znajdzie sobie zastępstwa w postaci rodzeństwa czy kolegów. Nigdy nie powie: „ja się do tego nie nadaję, graj za mnie”. Dlatego, że w FM zawsze się udaje, a jak tam się udaje to w rzeczywistości też.
Jest takie mądre zdanie, wypowiedziane, co prawda w innych okolicznościach, ale adekwatne:, „Kto nie zna historii jest skazany na jej powtórne przeżycie”. Kibice żądają zmiany trenera nie licząc się z konsekwencjami tego kroku. Po przegranych derbach wyrzucają trenera nie zwracając uwagi nawet na to, że typowany następca kilka dni później przegrywa z tym samym przeciwnikiem w jeszcze gorszym stylu (Ramos). Chcą kogoś „z nazwiskiem” zapominając, że „nazwisko” po kilku meczach może się rozmyślić albo nie znaleźć wspólnego języka z piłkarzami (Santini). Zarządowi klubu niestety zdarza się słuchać tych podszeptów (w to, że Levy sam gra w FM raczej nie uwierzę, to byłaby tragedia) stąd niejasna sytuacja np. w sprawie Ramosa. To, że nowy trener będzie się bił o Ligę Mistrzów i sukcesy w Anglii, jest równie możliwe jak to, ze nie osiągnie nic. W moim kibicowskim sercu odzywa się więc głos rozsądku każący zaufać temu, kto już coś z Kogutami osiągnął niż sytuacji, która będzie niosła tylko nadzieję, a którą tak świetnie znam. Zanim, więc kibicu zwolnisz Martina Jola pomyśl, że lepiej może być tylko w FM i podpisz petycję
autor: aapa
4 komentarze ODŚWIEŻ