Tottenham w końcu wygrał mecz przed własną publicznością w lidze. Podopieczni Andre Villasa Boasa, po niesamowitym boju, pokonali na White Hart Lane QPR 2:1.
Derby Londynu były świetnym widowiskiem. W niedzielę na White Hart Lane zmierzyły się ze sobą Tottenham Hotspur oraz Queens Park Rangers, a kibice, którzy zamiast oglądania hitowo zapowiadającego się starcia Manchesteru City z Arsenalem wybrali mecz Spurs z "The Hoops" nie mogli być zawiedzeni poziomem tego meczu.
QPR swoją dyspozycją z pewnością zaskoczyli gospodarzy. Osłabieni przez urazy podopieczni Andre Villasa Boasa, u których najmocniej kulała linia defensywna, nie potrafili sobie długimi fragmentami meczu poradzić z dobrze grającymi zawodnikami Marka Hughesa. "The Hoops" radzili sobie niezwykle dobrze w ofenywie. Na szczególne brawa zasługiwał Esteban Granero, którego postawa przyczyniała się w największym stopniu do komplementowania gry przyjezdnych.
Goście na objęcie prowadzenia zasługiwali w stu procentach. W 33. minucie Bobby Zamora wykorzystał błąd ustawienia defensywy Spurs i z najbliższej odległości pokonał Brada Friedela. Gol ten nie podziałał jednak na gospodarzy jak płachta na byka. Totteham do końca pierwszej połowy był drużyną gorszą od QPR w niemalże każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła.
Gra zespołu Villasa Boasa zmieniła się po przerwie. Wpływ miała na to decyzja portugalskiego szkoleniowca, który postanowił zdjąć z boiska Gylfiego Sigurdssona i w jego miejsce wprowadzić Stevena Caulkera. Dzięki tej roszadzie miejsce w pomocy Spurs zajął Gareth Bale. Walijczyk mecz z Queens Park Rangers rozpoczął bowiem na lewej stronie defensywy.
Na owoce tej decyzji fanom Tottenhamu nie przyszło czekać zbyt długo. Na przestrzeni 180 sekund, Spurs najpierw doprowadzili do wyrównania, a chwilę później wyszli na prowadzenie. W 59. minucie własnego bramkarza pokonał Alejandro Faurlin, a kilka chwil później prowadzenie swojemu zespołowi dał Jermain Defoe.
Trafienia te tylko ożywiły mecz. Przyjezdni rzucili się do odrabiania strat, odsłaniając przy tym nieco szyki obronne, podczas gdy Tottenham nastawił się na kontry i próby wykorzystania błędów popełnianych przez podopiecznych Hughesa. Oba zespoły stwarzały sobie dzięki takiemu nastawieniu niezwykle dobre okazje, a gra błyskawicznie przenosiła się z pola karnego Friedela w okolice szesnastki Julio Cesara.
Ostatecznie gospodarzom udało się dowieźć wygraną do ostatniego gwizdka sędziego. Tym razem Spurs nie stracili gola w samej końcówce meczu i po raz pierwszy w trwającym sezonie wygrali mecz przed własną publicznością.
Tottenham Hotspur - Queens Park Rangers 2:1 (0:1)
0:1 - Bobby Zamora (33.)
1:1 - Alejandro Faurlin (59.-s.)
2:1 - Jermain Defoe (61.)
Tottenham: Friedel - Walker, Gallas, Vertonghen, Bale - Lennon (Townsend 90.+3.), Sandro, Dembele, Dempsey (Huddlestone 88.) - Sigurdsson (Caulker 46.) - Defoe
QPR: Julio Cesar - Bosingwa (Dyer 3.), Hill, Nelsen, Onuoha - Park, Granero, Faurlin, Wright-Phillips (Mackie 76.) - Hoilett, Zamora (Cisse 73.)
93 komentarzy ODŚWIEŻ