Tim Sherwood przejął drużynę Tottenhamu po AVB. Drużynę związaną schematami, zduszoną brakiem swobody w ofensywie. W swoim debiucie w lidze były gracz Kogutów, do tej pory zajmujący się młodzieżą, postawił na ustawienie, które sprawdzało się u Redknappa i u Jola - czyli ostatnich menedżerów Tottenhamu, którzy potrafili poprowadzić skomplikowaną machinę jaką jest ekipa Spurs do efektownych zwycięstw, przede wszystkim na własnym stadionie.
Za Martina Jola głównym skrzydłowym był Aaron Lennon. To jego akcje stwarzały zagrożenie pod bramką rywali, tempo gry dyktował najpierw Carrick, później był za to odpowiedzialny Jermaine Jenas (z marnym skutkiem). Natomiast główną siła Tottenhamu były duety napastników. Defoe-Mido, Mido-Keane, Keane-Berbatov, Defoe-Berbatov. Podobnie było za Redknappa - z tą różnicą, że z czasem przesunął Modricia na środek, a w jego miejsce, na lewą pomoc, przeszedł Gareth Bale, dając nam szersze pole manewru w akcjach ofensywnych.
Czy Sherwood powinien zostać w Tottenhamie? Nie ma na to prostej odpowiedzi. Jednak warto pamiętać o jednym. Bill Nicholson, wielka legenda Tottenhamu, objął stanowisko menedżera Tottenhamu 11 października 1958 roku. W swoim debiucie na WHL pokonał Everton 10:4. Przez resztę sezonu jego drużyna spisywała się dużo słabiej i ostatecznie zajęła 18. miejsce, cudem unikając degradacji. Jednak został w drużynie. W następnym sezonie zajął 3. miejsce, a w czasie drugiego swojego pełnego sezonu z ekipą Kogutów świętował zwycięstwo w Pucharze Anglii i triumf w lidze.
W ciągu następnych 14 lat swojej pracy przy White Hart Lane, drużyna Tottenhamu tylko dwukrotnie wypadała poza pierwszą dziesiątkę ligi. Gdy odszedł z Tottenhamu w sierpniu 1974 roku, Koguty zajęły 19. miejsce w lidze, a dwa lata później spadły o klasę niżej.
To wszystko nie dowodzi tego, że Sherwood może powtórzyć ten sukces. W końcu Glennowi Hoddle'owi się nie udało. Jednak Hoddle przejmował drużynę słabą, której we wcześniejszych sezonach bliżej było do walki o utrzymanie, niż o wyższe lokaty, gwarantujące występy w europejskich pucharach. Nicholson przejmował ekipę, która była jedną z głównych sił w Anglii. Sam zdobywał z nią w 1951 roku mistrzostwo. Wiedział, czego oczekują kibice, wiedział, jak ta drużyna powinna być prowadzona. Jak mało kto czuł ducha White Hart Lane. Tego nie można było powiedzieć o AVB. Jednak niekoniecznie będzie można to powiedzieć o Sherwoodzie. Mimo to trzeba zauważyć, że podobnie jak w 1958 roku, drużynę Spurs przejął nowicjusz. I ponownie jak w 1958 roku - Tottenham stanowi liczącą się w Anglii siłę. Siłę, którą ktoś musi pobudzić do walki o najwyższe cele.
Sherwood z ekipą Spurs nie osiągał żadnych sukcesów, poza triumfem w Pucharze Ligi. Jako trener zajmował się wyłącznie młodzieżą. Nicholson również po zakończeniu kariery znajdował się w sztabie trenerskim Tottenhamu. Dopiero po trzech latach otrzymał możliwość kierowania drużyną. Sherwood taką szansę otrzymał po pięciu latach. Zadania łatwego nie ma, ale należy życzyć mu szczęścia. Być może w tym szaleństwie jest metoda. Czasy jednak się zmieniają i trzeba by być niepoprawnym optymistą, żeby uważać, że nowicjusz, zatrudniony w Tottenhamie przez Redknappa, będzie w stanie rywalizować jak równy z równym z takimi tuzami futbolowego świata jak Wenger czy Mourinho. Metody Sherwooda pewnie nie będą różnić się wiele od metod Redknappa, jednak niewykluczone, że ten klub, wciąż przecież żyjący latami 1950-1961, do innych metod po prostu nie dorósł.
Paweł Cieśliński
16 komentarzy ODŚWIEŻ