Spurs wywieźli zaledwie jeden punkt z KC Stadium i przerwali serię pięciu wyjazdowych ligowych zwycięstw z rzędu.
Tottenham już tradycyjnie wyszedł na spotkanie ofensywnie usposobiony, w ataku Tim Sherwood postanowił postawić na Adebayora i ciągle nie mogącego przełamać strzeleckiej niemocy Soldado. W linii pomocy Bentalebowi w środku pomagał wracający po kontuzji Paulinho - który z kolei wskoczył w miejsce kontuzjowanego Dembele. Na skrzydłach Lennon i (fałszywie) Eriksen. Linia obrony składała się z (odwieszonego) Rose'a, wracającego po kontuzji Vertonghena, Dawsona i Walkera - na bramce tradycyjnie Lloris.
Drużyna Hull mocno różniła się od tej którą widzieliśmy na dwukrotnie na WHL i to zarówno jeśli chodzi o personalia oraz taktykę. Gospodarze postawili w ataku na duet nowo pozyskanych napastników: Jelavić, Long i starali się grać na nich długie piłki licząc na ich owocną współpracę. Już pierwsza bramka dla Hull w 12 minucie udowodniła, że Bruce dobrze "kombinował". Długi wykop Harpera z bramki stał się przedmiotem walki między Rosem, a Jelavićiem, niestety nasz defensor przegrał "przebitkę", a Chorwat sprytnie zagrał w tempo do wybiegającego sam na sam Longa, który mimo gonitwy Vertonghena zdołał pokonać interweniującego Llorisa.
Tottenham już tradycyjnie pierwszą fazę gry nieco przespał, dominując przeciwnika pod koniec pierwszej połowy i od początku drugiej.
Szczególnie dobrze w grze kombinacyjnej wyglądał Paulinho, który potrafił zachować najwięcej spokoju pod bramką rywali, jego spokój odpłacił już w 61 minucie spotkania. Spurs rozgrywali rzut wolny na wysokości połowy, cała drużyna Hull zorganizowała się pod własną bramką, o dziwo Tottenham nie dośrodkowywał, a rozegrał rzut wolny krótko, Rose miał czas zastanowić się co zrobić z piłką, mimo to ciągle nie wiadomo czy oddawał strzał z 40 metrów czy rzeczywiście podawał do Paulinho, wiadomo jednak że Brazylijczyk perfekcyjnie przyjął piłkę na jedenastym metrze, mimo gąszczu rywali obrócił się i w ekspresowym tempie oddał strzał nad Harperem - 1:1.
Tottenham ciągle atakował ale i Hull nie zamierzało się tylko bronić, grając głównie długimi piłkami. O zawał serca mógł przyprawić kibiców Kogutów Hugo Lloris, który czasami nie zważając że piłka jest w strefie obrońców raz po raz interweniował poza polem karnym - wślizgiem lub głową.
W grze Tottenhamu brakowało zawodnika, który wziąłby na siebie ciężar gry, jedynym naprawdę chętnym wydawał się Togijczyk Adebayor ale to nie był jego dzień.
Hull broniło się bardzo głęboko podwajając zawodników operujących piłką i odbierając im przestrzeń, dlatego bardzo ciężko grało się Lennonowi.
Z kolei w defensywie wielką pracę wykonał nasz kapitan Michael Dawson wygrywając wiele pojedynków powietrznych i blokując strzały przeciwników, Daws po jednej z akcji Jelavicia wybił nawet piłkę zmierzającą już do pustej bramki.
Końcówka meczu była bardzo otwarta i losy meczu na swoją korzyść mogła rozstrzygnąć każda z drużyn, także mimo iż niesatysfakcjonujący to jednak zasłużony dla obu drużyn był podział punktów.
Spurs: Lloris; Walker, Dawson, Vertonghen, Rose; Lennon, Bentaleb, Paulinho, Eriksen; Adebayor (Kane, 90), Soldado. Rezerwowi: Friedel, Kaboul, Naughton, Capoue, Chadli, Sigurdsson.
Hull City: Harper; Elmohamady (Boyd, 70), Rosenior, Davies, McShane, Figueroa; Huddlestone, Meyler, Brady (Koren, 70); Jelavic (Sagbo, 88), Long. Rezerwowi: Jakupovic, Bruce, Fryatt, Quinn.
Gole: Hull - Long (12). Spurs - Paulinho (61).
Żółte kartki: Spurs - Soldado.
27 komentarzy ODŚWIEŻ