Zatrudnienie Mauricio Pochettino w roli nowego menedżera Tottenhamu Hotspur podzieliło piłkarskich ekspertów. Zdaniem części, działacze londyńskiego klubu dokonali dobrego wyboru, łącząc swoją przyszłość ze sprawdzonym na Wysapach Brytyjskich trenerem. Inni sądzą natomiast, że dla samego Pochettino "transfer" do zdecydowanie lepszego od Southampton klubu nastąpił odrobinę za wcześnie.
Odkąd Tottenham postanowił pożegnać się z Timem Sherwoodem, piłkarska giełda otworzyła notowania nazwisk kandydatów, którzy mogliby objąć schedę szkoleniowca Spurs. Lider tego wyścigu zmieniał się niemalże codziennie, a przez długi okres wydawało się, że najbliżej podpisania kontraktu z londyńskim klubem jest Frank de Boer, menedżer Ajaxu Amsterdam. Ten postanowił jednak dzielić się z dziennikarzami większością smaczków dotyczących rozmów między nim, a działaczami Tottenhamu, co do tego stopnia zdenerwowało prezesa Spurs, Daniela Levy'ego, że ten z usług holenderskiego szkoleniowca ostatecznie zrezygnował.
Ruch ten spowodował, że na polu walki pozostał jedynie Pochettino (w prasie pojawiały się także plotki dotyczące Rafy Beniteza, lecz w żadnej z nich nie udało się odnaleźć jakichkolwiek konkretów). Levy'emu dość szybko udało się osiągnąć porozumienie z Argentyńczykiem. Trudno jednoznacznie powiedzieć, co spodowowało, że Pochettino postanowił pozostawić Southampton i przenieść się do Londynu. Być może nadzieja walki o mistrzostwo, być może okazja do gry w europejskich pucharach, być może długoletni kontrakt, a być może wysokość odszkodowania, jakie menedżer może dostać, gdy po kilku miesiącach prezes Tottenhamu po raz kolejny straci cierpliwość do zatrudnionego niedawno menedżera.
Dla samego Levy'ego zatrudnienie Pochettino to chyba jedna z najważniejszych decyzji w okresie jego prezesury. Trudno bowiem wierzyć w to, że właściciel klubu, Joe Lewis, zniesie kolejne upokorzenie, jakim niewątpliwie będzie pożegnanie się z następnym menedżerem. Levy musi się z tym liczyć: Pochettino jest dla niego prawdopodobnie ostatnią deską ratunku. Jeśli i ten wariant nie zacznie odpowiednio funkcjonować, z White Hart Lane pożegna się nie tylko szkoleniowiec, ale być może również prezes.
Dla Pochettino natomiast objęcie posady menedżera Tottenhamu to największe wyzwanie w trenerskiej karierze. Uratowanie przed spadkiem Espanyolu i wprowadzenie do środka tabeli Southampton są w zasadzie jedynymi osiągnięciami, jakie Argentyńczyk może wpisać do swojego CV. Teraz Pochettino ma szansę osiągnąć coś z Tottenhamem. Pytanie, czy mu się to uda?
Wątpliwości nie są niczym złym. Szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę poprzednich szkoleniowców Tottenhamu oraz dość szybko kończącą się do nich cierpliwość prezesa. Moje wątpliwości nie wynikają również z faktu dziwnego huraoptymizmu wielu kibiców Tottenhamu, którzy w Pochettino widzą sprawdzonego fachowca, choć dla mnie Pochettino okazję do prawdziwego sprawdzenia swoich trenerskich umiejętności dostanie dopiero w Tottenhamie. Większe wątpliwości przy wyborze Argentyńczyka budzi we mnie osoba Daniela Levy'ego - zabójcy trenerów o nie zdradzającym niczego wyrazie twarzy. Jeśli po raz kolejny coś się zatnie, przestanie odpowiednio funkcjonować, czy Levy znajdzie w sobie odpowiednio duże pokłady cierpliwości, by dołek przeczekać i dać więcej czasu trenerowi na wprowadzenie jego futbolowej wizji Tottenhamu? Młody Boas tego czasu nie dostał, dlaczego więc powinienem wierzyć, że Pochettino będzie stanowił wyjątek od reguły.
Pomimo różnych opinii na temat tego, czy Pochettino jest zbawcą Tottenhamu, czy też nie, eksperci w jednym zdecydowanie zgadzają się ze sobą: jeśli Levy w końcu nie zaufa menedżerowi i nie da mu odpowiednio dużo czasu, Tottenham w dalszym ciągu będzie dryfował donikąd, a kolejni piłkarze będą White Hart Lane opuszczać w poszukiwaniu sukcesów na innych stadionach. Jeśli Levy nie zrozumie tego oczywistego faktu, nazwisko osoby, która siedzi na ławce trenerskiej Spurs będzie mało ważne. Bo zanim zespół zrozumie filozofię szkoleniowca, ten będzie musiał pakować manatki i w pośpiechu żegnać się z północnym Londynem. A nam pozostanie wiara, że kolejny trener będzie lepszy od poprzedniego.
8 komentarzy ODŚWIEŻ