Koguty we Florencji były w 2 rzutach. Grzesiu już wspomniał o wyjeździe z Trzaskalem - teraz moja kolej. Do Bolonii i Florencji udaliśmy się w szóstkę (3 pary, niech i drugie połówki mają też coś z naszej pasji...).
Mieliśmy ze sobą 2 flagi - starą Spursmaniacką - mającą za sobą wyjazdy do Kalwarii, Trzcianki i Londynu *3 oraz nową fanów z Górnego Śląska.
Pobyt był intensywny - dzień w Bolonii - mega wieże z XII i XIII wieku - kiedyś było ich blisko 100 teraz zostało około 20-stu. Następnie włoskim Pendolino do Florencji w dniu meczu - meczyk, spanie, powrót do Bolonii i do kraju.
We Florencji byliśmy w świetnej knajpce - Viscateria Osteria Nuvoli - do której trafili też przedstawiciele Tottenhamu organizujący i zabezpieczający wyjazdy Spurs (około 10 osób, jeden z nich ma żonę Polkę z Gliwic). Doszło do małej integracji, wspólnych zdjęć z naszymi flagami. Wspomniane flagi robiły też furorę w centrum Florencji, gdzie Anglicy chętnie je i z nimi się fotografowali.
Nie mieliśmy biletów na mecz - w związku z czym udaliśmy się na 3 godziny przed meczem pod stadion w celu zakupu tychże. Okazało się to nad wyraz proste - kupiliśmy je za 30 euro w kasie, choć obawialiśmy się, że możemy mocno przepłacić u koników. Na stadionie zajeliśmy miejsce na koronie za bramką pod telebimem. Mecz oglądaliśmy w otoczeniu kibiców Violi - przy strefie buforowej oddzielającej Włochów od Spurs. Wiało niemiłosiernie - do tego nasza słabiutka gra i okrzyki Włochów - "thank you Tottenham" - powodowało, że nastrój mieliśmy średni. Choć szczerze pisząc, nie liczyliśmy tak naprawdę w awans. Nasze marzenia ostatecznie padły, gdy Soldado będąc z Chadlim 2 na 1 z bramkarzem gospodarzy ... podał mu piłkę.
Włosi mając w pamięci wydarzenia z Rzymu - gdzie kibice z Rotterdamu zdemolowali Wieczne Miasto -wprowadzili prohibicję we Florencji. Oczywiście Włosi omijali tez zakaz - serwując nam piwo przy stadionie - na zapleczu lokalu, gdzie było aż gęsto od kibiców. Natomiast na głównej sali klienci siedzieli przy kawie.
Po meczu - darmowe autobusy dla posiadaczy biletów - odstawiały kibiców do centrum - oczywiście w asyście wszechobecnym skuterów - jadących na złamanie karku. Co ciekawe nie widziałem żadnego wypadku. Po meczu dalej obowiązywała prohibicja - w odpowiedniku polskiej żabki czy biedry - do północy nie można było kupić alkoholu. Ten serwowany mógł być tylko stacjonarnie w lokalach.
Reasumując - wyjazd z punktu widzenia turystycznego, kulinarnego, towarzyskiego był bardzo udany. Aspekt sportowy był nieudany, ale przy tego typu wyjazdach - zwłaszcza w odniesieniu do Spurs - ma to drugorzędne znaczenie.
Pozdrowienia dla uczestników wyjazdu : mojej małżonki Kasi, Ani, Ewy, Maćka i Jeremiego. Oczywiście również uściski dla Grześka i Trzaskala.
Do następnego razu.
COYS !!!
2 komentarze ODŚWIEŻ