Zapamiętaj mnie Zapomniałeś hasło?

White Hart Lane - tam spełniają się marzenia [RELACJA z DERBÓW]

14 marca 2016, 01:11, Marcin Nowak
- Nigdy nie przestawaj marzyć... NIGDY... NIE PRZESTAWAJ... MARZYĆ! - słowa, które usłyszałem tuż przed Derbami Północnego Londynu od jednego z fanów Tottenhamu wbijały się w moją świadomość przez cały mecz i są chyba najlepszym podsumowaniem obecnego sezonu Premier League.

Północny Londyn, godzina 9.15 rano, sobota 5 marca 2016 roku. Pozostało 3 i pół godziny do rozpoczęcia 183. Derbów Północnego Londynu.

Przed słynnym pubem Bricklayers czeka już kilkudziesięcioosobowa grupa kibiców. Wszyscy na biało-granatowo. Tylko kibice Tottenhamu mają prawo wejść tu do środka. Selekcja na bramce wnikliwie sprawdza barwy klubowe, karty kibica. Podobnie jest w innych knajpach, które znajdują się wokół White Hart Lane.

3d5711.jpg

Większość fanów ekipy Mauricio Pochettino spędzi resztę dnia właśnie w przystadionowych pubach. Tylko wybranym udało się dostać bilety na mecz. Koszt wejściówki u "koników” sięga jednak astronomicznej ceny 1000 funtów, co jest 20-krotnością wartości kart wstępu sprzedawanych wcześniej przez klub. Niewiele osób w północnym Londynie stać na tego typu wydatek.

Kolebka futbolu - piłkarskie centrum świata

Do otwarcia pubu jeszcze niecałe pół godziny. Kibice wykorzystują ten czas na "dotlenienie się" i pierwsze debaty na temat zbliżającego się meczu. Panuje względny optymizm, choć trudno ukryć nerwy. Wyczuwa się też ogromne podniecenie zbliżającymi się derbami. Ciężko pozbyć się uśmiechu na myśl o emocjach jakie czekają już za chwilę. Tego dnia stolica Anglii będzie piłkarskim centrum świata. W końcu to tu wymyślono futbol.

Nikomu nie przeszkadza deszcz, zimno, czy wczesna pora. Zresztą – trudno sobie wyobrazić, by północny Londyn przespał ostatnią noc spokojnie. Niektórzy fani czekali pewnie całą noc, by jak najwcześniej rozpocząć odliczanie do pierwszego gwizdka. Odliczanie, które rozpoczyna się właśnie w pobliskim pubie.

- Never stop dreaming (Nigdy nie przestawaj marzyć – tłum.) - to pierwsze słowa, jakie usłyszałem przed Derbami Północnego Londynu. Fan Tottenhamu powiedział je trochę nieśmiało, stojąc w kolejce przy barze. Popularne "Koguty" od lat były w cieniu swoich największych rywali. W tym sezonie role jednak się odwróciły. To Spurs są nad „Kanonierami” w tabeli i liczą się w wyścigu o mistrzostwo Anglii. Wiara w końcowym sukces, choć wciąż tłumiona instynktem samozachowawczym po latach „posuchy”, rośnie z meczu na mecz wśród fanów na White Hart Lane. Nie inaczej było też tego dnia – kilka godzin przed starciem z odwiecznymi rywalami. – Nigdy nie przestawaj marzyć! – powtórzył kibic tym razem już ze 100 procentowym przekonaniem przy aplauzie zgromadzonych wokół niego sympatyków Spurs. Jakby sam się przekonał, że to się naprawdę dzieje.

5425ff.jpg

Koło 10 rano w Bricklayers jest już tak tłoczono, że przejście kilkunastu metrów wymaga nie lada balansu ciałem i ostrej pracy łokciami. Kolejka po piwo wydłuża się do około godziny oczekiwania. Ale to nie zniechęca spragnionych fanów "Kogutów". Gdy w końcu dochodzą do nalewaka - biorą zwykle po dwa plastikowe dzbanki i przeciskają się uśmiechnięci od ucha do ucha do reszty znajomych. Mamy tu modelowy przekrój wszystkich społeczności - ogolonych na łyso Anglików, długowłosych Szwedów, mniejszości z Pakistanu, Chin, czy innych rejonów Azji, z daleka na ten mecz przyjechali nawet Amerykanie. Są też polscy imigranci, Irlandczycy, Szkoci a przed bramą czekają na miejsce kolejni - z równie odległych rejonów świata. Wszystkich łączy jedno - herb z kogutem na piersi.

Sol Campbell na celowniku kibiców

Szybko robi się też bardzo głośno. Fani ćwiczą swój repertuar przed głównym widowiskiem. Króluje kawałek o Solu Campbellu - chyba najbardziej znienawidzonym przez kibiców Spurs byłym piłkarzu Arsenalu. Campbell przez lata był ikoną "Kogutów". W latach 1992-2001 ten wychowanek klubu z White Hart Lane rozegrał 255 spotkań w barwach Tottenhamu. Później zdradził jednak swój zespół dla odwiecznych rywali, podpisując kontrakt z Arsenalem. Od tamtej pory w biało-granatowej części Londynu znany jest jako „Judasz”, a fani Spurs nie marnują żadnej okazji, by wyrazić swoją pogardę dla tego byłego zawodnika. "Oooooo! Sol Campbell! Judas. I wanna knoooow why you are such a cunt?" (tłumaczenie chyba zbędne) w rytm popowej melodii to numer 1 na miejscowej liście przebojów.

Polscy kibice z pewnością kojarzą Campbella ze słynnego komentarza przed Euro 2012, w którym przestrzegał przed przyjazdem na turniej organizowany przez nasz kraj wspólnie z Ukrainą. "Możecie wrócić w trumnach" - straszył, obawiając się rasizmu i chuliganów na trybunach. W Bricklayers w trumnie chcieliby widzieć byłego obrońcę reprezentacji Anglii. "We're all having a party, we're all having a party, we're all having a party - when Sol Campbell dies! When Sol Campbell dies, when Soool Campbell dies" - grzmią co chwila fani "Kogutów" pomiędzy kolejnymi kuflami piwa.

White Hart Lane - tam spełniają się marzenia

Wraz z resztą delegacji z oficjalnego fanklubu Tottenhamu w Polsce opuszczamy Bricklayers i idziemy na specjalną wycieczkę po stadionie, którą wcześniej załatwił Trzaskal. Na White Hart Lane wraz z kibicami z Glasgow, Miami, Austin, czy Chicago pokonujemy trasę, jaką przed każdym meczem przemierzają piłkarze Tottenhamu. Po drodze galeria zdjęć z największymi sławami klubu, olbrzymie motto - To dare is to do (Odwaga jest czynem) i chyba największa atrakcja dla przybyłych tu z całego świata sympatyków Spurs - piłkarska szatnia. Wejście do niej przed tak ważnym meczem jest rzadkością, ale tego dnia spełniają się marzenia.

1a65ad.jpg

W środku czekają już stroje dla poszczególnych zawodników, tablica do rozrysowania planu taktycznego. Na ścianie wiszą dwa podwieszone monitory telewizyjne. Dla nas to jak zaglądnięcie za kurtynę teatru marzeń, wejście na teren niemal święty. To w tym miejscu przez lata zasiadały pokolenia piłkarzy Spurs. To tu cieszyli się, gdy zdobywali mistrzostwo Anglii w 1961 roku, czy płakali z rozpaczy, gdy przyszło im spaść z ligi w 1977. W tym miejscu wielu trenerów przed Mauricio Pochettino starało się wpoić swoją taktykę całej drużynie. Nikt nie zliczy, ile potu, gorących dyskusji, motywacyjnych przemów, kłótni, przekleństw, słów otuchy, łez radości czy smutku widziały te ściany.

Chwilę później jesteśmy już przy samej murawie. Możemy usiąść na ławce trenerskiej i podziwiać cały obiekt, zanim jeszcze wpuszczeni zostaną pozostali kibice. Tylko w moim okresie kibicowania Tottenhamowi (od 1992 roku) - z tych trybun można było obserwować kapitalne akcje Gary’ego Linekera, cudowne przyjęcia piłki i kosmiczne dryblingi Davida Ginoli, kapitalne bramki Juergena Klinsmanna, świetne obrony Neila Sullivana, pełne poświęcenia interwencje w defensywie Ledleya Kinga, czy wreszcie cwaniactwo w polu karnym Robbiego Keane’a, sprinty Aarona Lennona, magię Luki Modricia, imponujące szarże i strzały z dystansu Garteha Bale’a, czy obecnie - idealne podania Christiana Eriksena i precyzyjne uderzenia Harry’ego Kane’a.

211a10.jpg

"The game is about glory" („W grze chodzi o chwałę”) – głosi jeden z najsłynniejszych sloganów na stadionie, który wisi tuż nad naszymi głowami. White Hart Lane widziało już swoje wielkie dni chwały. Ale tego dnia mecz Tottenhamu z Arsenalem toczyć się będzie nie tylko o chwałę, o cudowne akcje, o niezapomniane wrażenia, ale przede wszystkim – o arcyważne punkty. Możliwe, iż zadecyduje o mistrzostwie Anglii. Drugie w tabeli "Koguty" mają trzy punkty straty do lidera - Leicester City. Trzeci "Kanonierzy" - sześć punktów. A wszystko na 10. kolejek przed końcem sezonu. Obie drużyny czekały na szansę włączenia się o bój o najwyższe trofeum bardzo długo. Od 12 lat na mistrzostwo czeka Arsenal, a już od 55 (!) fani Spurs. Nic dziwnego, że takich derbów nie pamiętają nawet Ci najstarsi sympatycy obu drużyn.

Napięcie tuż przed pierwszym gwizdkiem wyczuwalne jest w całym mieście. Przed stadionem dochodzi do lekkich starć, ale policja (obecna tu na każdym kroku, łącznie z jednostkami konnymi i kilkoma helikopterami patrolującymi okolice z góry) szybko opanowuje sytuację. Liczy się przede wszystkim futbol, a nie bezmyślna agresja. Choć fani "Kogutów" i "Kanonierów" szczerze się nienawidzą to w większości przypadków ich spotkania kończą się tylko na wzajemnych wyzwiskach.

Zostańmy więc przy samym futbolu. Wraz z grupą ze Spursmanii zajmujemy miejsca w trzecim rzędzie od murawy na East Stand. Boisko na wyciągnięcie ręki. W pierwszej połowie będziemy z bliska obserwowali starcia na lewej flance Danny'ego Rose'a i Christiana Eriksena z Hectorem Bellerinem i Aaronem Ramsey'em. W drugiej części czekają nas pojedynki na prawym skrzydle Kyle'a Walkera i Erika Lameli z Kieranem Gibbsem i Alexisem Sanchezem. Siadamy, zapinamy pasy i jedziemy!

90 minut nie do opisania

To co się wydarzyło w ciągu następnych 90 minut ciężko opisać słowami. Wiem, że to dla dziennikarzy dość pospolite i pewnie mało wiarygodne wytłumaczenie, ale cokolwiek bym nie napisał – nic nie odda tego, co tego dnia przeżyliśmy na White Hart Lane.

1a3540.jpg

No bo jak opisać frustrację po golu Aarona Ramseya dla Arsenalu, gdy pod naszą trybunę podbiegli piłkarze "Kanonierów", by celebrować prowadzenie? A jednocześnie Francis Coquelin swoimi gestami przy linii bocznej doprowadzał fanów Spurs do furii, na tyle, że do dziś nie wiem, jak to się stało, że nikt z nich nie doskoczył Francuzowi do gardła. Trzaskal pokazywał energicznie faka Ramseyowi (co zresztą uchwycił fotoreporter Getty Images), reszta nie była mniej agresywna. Możecie nam wierzyć, że nawet, jak z natury jesteśmy dość pacyfistycznie nastawieni - byliśmy o krok od wtargnięcia na murawę. Zwyciężył rozsądek i chęć pojawienia się tu raz jeszcze. Pozostała więc tylko seria bluzg i uniwersalny gest środkowego palca. I nadzieja, że zaraz będzie lepiej.

Jak oddać to, że niedługo później - tego samego Coquelina cały stadion żegnał machaniem dłonią, gdy schodził z czerwoną kartką z boiska? Pełna satysfakcja, jak ze słynnego utworu Rolling Stonesów. Co napisać o dwóch błyskawicznych golach Tottenhamu w drugiej połowie (po strzałach Toby'ego Alderweirelda i Harry'ego Kane'a), które doprowadziły do wybuchu euforii na stadionie, jakiego nie widziałem nigdy przedtem? Orgazm? Podejrzewam, że wielu z nas nie miało w swoim życiu takiej chwili uniesienia.

42bd33.jpg

Wreszcie - jak przekazać skalę mojego rozczarowania po wyrównaniu Alexisa Sancheza? Odpowiedź jest krótka - nie da się. Nie ma takich słów, które w pełni oddałyby nasze uczucia z tego dnia. Mam więc tylko nadzieję, że w jakimś niewielkim stopniu oddadzą to wszystko zdjęcia z White Hart Lane, które aż kipią z emocji. No i może krótka fakt, że głos odzyskaliśmy parę godzin po meczu, a niektórzy nawet do dziś nie mogą wydusić z siebie ani słowa (choćby taki Trzaskal, który wrócił z zapaleniem krtani).

Przebieg tego arcyciekawego starcia choć trochę przybliżyć mogą też pomeczowe statystyki. Tottenham - 26 sytuacji bramkowych (!), w tym 11 celnych strzałów, przy 10 sytuacjach Arsenalu, w tym 4 celnych strzałach. Do tego wspomniana czerwona kartka dla Francisa Coquelina w 55. minucie spotkania i najważniejsze - aż cztery gole (po dwa dla każdej z drużyn). Takim bilansem zakończyło się już 183. spotkanie Tottenhamu z Arsenalem. Od pierwszego meczu tych drużyn sprzed 129 lat - 78 zwycięstw zanotowali "Kanonierzy", było 50 remisów oraz 55 wygranych "Kogutów".

Skupmy się jednak na teraźniejszości. Wynik na pewno nie satysfakcjonował żadnej ze stron. Najbardziej cieszyć się mogli fani lidera tabeli Premier League - Leicester City. Przewaga "Lisów" nad drużynami z północnego Londynu powiększyła się po 29. kolejce Premier League do 5 punktów w przypadku Tottenhamu i aż 8 punktów w przypadku Arsenalu.

Bitwa o Londyn nierozstrzygnięta, ale wojna o Anglię trwa

Remis nie załamał jednak kibiców z White Hart Lane. Owszem w pomeczowych dyskusjach - tym razem już w słynnym Bill Nicholson Pub - słychać było głosy rozczarowania. Rozczarowania wynikiem, bo na pewno nie samą grą podopiecznych Mauricio Pochettino. Nikt nie miał wątpliwości, że była spora szansa na odniesie zwycięstwa przez Tottenham, które wymknęło się w samej końcówce spotkania. Ale nikt nie robił z tego powodu większego dramatu. Szczególnie, że w kompletnie zalanym piwem (plastikowe kufle ponoć fruwały po bramkach dla Spurs) Bill Nicholson Pub kibiców pocieszały takie panie przy barze:

202f59.jpg

Jedno jest pewne - po takim boju kibice Spurs mogli stać dumnie z podniesioną głową. Tym bardziej, że wiara w końcowy sukces wciąż jest wśród nich bardzo żywa. "Never stop dreaming" ("Nigdy nie przestawaj marzyć") - te pierwsze słowa, jakie usłyszałem na White Hart Lane tego dnia - są nadal aktualne. Bitwa o północny Londyn pozostała nierozstrzygnięta, ale wojna o Anglię jest jak najbardziej otwarta.
Źródło: Spursmania/PolskieRadio.pl

9 komentarzy ODŚWIEŻ

Barometr
12 marca 2016, 00:02
Liczba komentarzy: 5046
Dzięki za komentarze i koniecznie polecam wszystkim. Ja następnych derbów nie opuszczę i zapraszam wszystkich. Mam nadzieję, że w tekście oddałem choć trochę, jakie to wielkie przeżycie. COYS!
0
_jaroszy
11 marca 2016, 23:42
Liczba komentarzy: 805
Super relacja , emocje mieliście podczas meczu niesamowite .Szkoda że nie udało się dowieźć nam tego prowadzenia do końca meczu . Wracali byście w jeszcze lepszych nastrojach . Mam nadzieję że kiedyś uda mi się wybrać na derby i wspólnie kibicować Kogutom .
0
RAFO THFC
11 marca 2016, 18:32
Liczba komentarzy: 3181
super tekst - jakbym tam był z wami
0
Walu
10 marca 2016, 23:37
Liczba komentarzy: 791
Ja za rok koniecznie znów jadę na NLD. Mam na swojej bucket liscie punkt "obejrzeć zwycięskie derby z Arsenalem na WHL", więc w przyszłym sezonie będzie ku temu ostatnia okazja. Ktoś jeszcze się pisze? :)
0
varba
10 marca 2016, 18:54
Liczba komentarzy: 4468
Rozmawialiśmy z Trzaskalem, żeby zrobić pożegnanie White Hart Lane, żeby po raz ostatni raz zobaczyć nasz stadion i godnie to uczcić. Podejrzewam, że w między czasie będzie jeszcze jakiś inny wyjazd. Jak widać na zdjęciach, warto być w naszym fan klubie, bo może trafić się taka perełka jak wyjazd na derby, a do tego wejście do szatni tuż przed meczem, co jak powiedział nasz przewodnik jest ogromną rzadkością. Brawo Trzaskal za dogranie całej sprawy na tip-top. Byłem na kilku meczach, ale ten był zdecydowanie najlepszy.
0
dzejkob
10 marca 2016, 18:19
Liczba komentarzy: 340
Będzie powtórka za rok :D ? Fundusze prawdopodobnie będą to byłbym chętny. Tym bardziej że to ostatni sezon na WHL, wypada się osobiście pożegnać.
0
Maxiu_Spurs
10 marca 2016, 18:15
Liczba komentarzy: 19
Musze przyznac ze bardzo przyjemnie czytało się tą relacje :)
0
smackey
10 marca 2016, 18:11
Liczba komentarzy: 213
cieszę się waszym szczęściem!! :D
0
trzaskal
10 marca 2016, 18:11
Liczba komentarzy: 822
Co dziennikarz to dziennikarz. Super tekst Baro.
0

tabela ligowa

Drużyna M Z R P PKT
1. Arsenal FC 0 0 0 0 0
2. Aston Villa F.C. 0 0 0 0 0
3. Brentford F.C. 0 0 0 0 0
4. Brighton & Hove Albion F.C. 0 0 0 0 0
5. Burnley FC 0 0 0 0 0
6. Chelsea FC 0 0 0 0 0
7. Crystal Palace 0 0 0 0 0
pokaż całą tabelę

ankieta

Na którym miejscu w tabeli Tottenham zakończy sezon Premier League 2023/2024?
1 12.5%
2-3 12.5%
4-6 25%
7-10 50%
11-20 0%
8 oddanych głosów
archiwum ankiet

kontuzje

Użytkownicy online: Gości online: 100 Zarejestrowanych użytkowników: 5225 Ostatnio zarejestrowany: Witek
• Sprawdź najnowszy bukmacher ranking na meczyki.pl

Zaloguj się

Zapamiętaj mnie Zapomniałeś hasło?

Zarejestruj się