Jeśli w ostatnich godzinach poprzednich okienek transferowych siedzieliśmy jak na szpilkach, czekając na potwierdzenie jakiegoś dużego zakupu, kogoś, kto będzie dla Tottenhamu realnym wzmocnieniem, mogliśmy czuć spory zawód.
Właściwie od czasu van der Vaarta, który okazał się dla Redknappa strzałem w dziesiątkę, liczyliśmy na podobny zakup, na człowieka, który może nie będzie zbawicielem, ale na pewno da nam całą masę jakości. To już historia, która obrosła legendą – prowadzone naprędce negocjacje, telefony, faksy, nerwy, ale tego transferu nie żałował nikt.
Na White Hart Lane trafił człowiek, który pod względem czysto piłkarskim zjadał większość konkurencji na śniadanie, w dodatku przychodził z Realu Madryt – nie jako gwiazda pierwszego formatu, ale jako ktoś, kto nie do końca dobrze pokierował swoją karierą i szukał miejsca, gdzie mógłby grać na miarę swojego potencjału. Kogoś, kto na Santiago Bernabeu był w cieniu, ale w Tottenhamie będzie jedną z głównych postaci.
Raczej nietrudno było się domyślić, że na sprowadzenie takiego piłkarza, w dodatku w takich okolicznościach, będziemy musieli trochę poczekać. A to, czy ktoś rzeczywiście szuka takich emocji, które komfortu psychicznego raczej nie dają, to już inna sprawa.
Dobre, zaplanowane transfery, przeprowadzane z głową – to pozwala na to, żeby usiąść spokojnie w fotelu i czekać na to, aż kontrakty zostaną podpisane, zawodnicy powiedzą do kamer kilka frazesów i następnego dnia znajdą się na treningu. Tylko tyle, i aż tyle. Po transferach Alliego czy Diera nikt nie ma też chyba większych problemów z tym, żeby wykładać spore pieniądze za dzieciaki, które nagle mogą okazać się siłą tego zespołu.
Przyzwyczailiśmy się do bycia Tottenhamem, który potrafi zaskakiwać na transferowym rynku. Zaskakiwać zarówno zakupami kapitalnymi, jak i całkowitymi klapami. Przepuszczenie całych pieniędzy za transfer Garetha Bale’a to jedna z większych wtop ostatnich lat. Z ośmiu zawodników kupionych za Walijczyka zostało dwóch, na szczęście tych, których można uznać za kluczowych, Eriksen i Lamela (a w jego przypadku też istniały duże obawy, że skończy jak reszta produktów w stylu Paulinho).
Z ostatnich trzech transferowych okienek tylko trzech piłkarzy odgrywa teraz znaczącą rolę – to wspomniana przed chwilą dwójka i Toby Alderweireld, udało się też sprowadzić kilku piłkarzy, którzy mogą być przydatni przy problemach z kontuzjami, ale szans na miejsce w składzie nie mają (Wimmer, Trippier, Davies). Reszta to niestety wtopy, za które trzeba było płacić spore pieniądze.
A co z samym Sissoko? Cóż, jest to wybór kontrowersyjny, ale innego chyba po prostu nie mieliśmy. Gdyby Francuz przychodził za proponowane początkowo 15,75 miliona funtów, nikt nie miałby wątpliwości, że to dobry interes. Ta propozycja spotkała się jednak ze śmiechem, a Everton wyłożył na stół prawie dwa razy tyle.
O ten transfer trzeba było powalczyć, wyrwać zawodnika, który był o krok od The Toffees. Ostatecznie udało się, bo Pochettino był mocno zdeterminowany. Na tyle, żeby stwierdzić, że chce Sissoko bez względu na koszty.
Nie mamy powodów, żeby nie ufać menedżerowi. Skoro potrzebował go aż tak, to najwyraźniej inne opcje wyczerpały się już wcześniej. Levy i Pochettino zgodzili się złamać postanowienie, według którego mieli nie płacić więcej niż 20 milionów za piłkarzy starszych niż 25 lat.
Skąd różnice i wahania? Głównie chodzi o to, że Francuz był mocno rzucany po różnych pozycjach, i dlatego też trudno przewidzieć, gdzie będzie operował na boisku w barwach Kogutów.
To może być alternatywa zarówno dla Dembele, jak i Alliego czy Eriksena, od których ma więcej walorów defensywnych. Ostatni sezon spędził głównie na prawym skrzydle, więc może też pojawić się w miejscu Erika Lameli. W każdym razie pod tym kątem na pewno ten transfer jest na plus.
Są jednak inne aspekty, trochę bardziej niepokojące. Jak na przykład wywiad sprzed kilku miesięcy.
Często, kiedy byłem młody, mówiłem, że mam Arsenal w sercu, bo było tam kilku francuskich piłkarzy, których podziwiałem, jak Thierry Henry, Robert Pires, Sylvain Wiltord czy Patrick Vieira, który był moim idolem – mówił jeszcze w czerwcu.
Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś zapomniał albo miał chwilowe zaćmienie, ewentualnie zaczął oglądać mecze Tottenhamu jakieś dwa tygodnie temu:
https://twitter.com/FreddyVentura21/status/746489804418777088
Sissoko jest szybki, silny, potrafi zrobić różnicę jedną akcją, pociągnąć grę. Jest przebojowy, ale nie powinien mieć też problemu z tym, by wcisnąć się w ramy, które narzuci mu Pochettino. Nie mamy zawodnika o takich parametrach i możliwościach czysto fizycznych.
Z drugiej strony, trudno nie podchodzić ze sceptycyzmem do jego zapewnień, że da z siebie wszystko dla kibiców i dla klubu. Ile takich wypowiedzi już słyszeliśmy? To da się pewnie policzyć w setkach.
Kibice Newcastle narzekali na jego brak determinacji, ale nie oszukujmy się – w poprzednim sezonie w tym zespole fatalni byli praktycznie wszyscy. Jakich piłkarzy byłaby w stanie zmotywować do gry obecność Steve’a McClarena na trenerskiej ławce? No właśnie. Poza tym biorąc pod uwagę kilka ostatnich lat, które spędził w tym klubie, był jedną z jaśniejszych postaci. Robienie z niego winnego spadku czy oczernianie go w tym momencie jest trochę zabawne.
Czytając wywiady z Francuzem mamy obraz normalnego faceta, ojca, domatora, raczej spokojnego człowieka, który nie potrzebuje do życia mało sportowych zabaw. Bez parcia na pieniądze. Ile jest w tym prawdy? Możemy mieć tylko nadzieję, że dużo.
Jeśli Sissoko szukał drogi ucieczki z klubu, to właśnie mu się udało. Teraz ma swój moment, żeby wejść na najwyższy poziom w swojej karierze, zaliczyć sezon, po którym będzie na ustach wszystkich. Pochettino musi mieć na niego pomysł, inaczej nie decydowałby się na wykładanie na stół takich pieniędzy. Jeśli rzeczywiście krąży opinia o tym, że Francuz jest leniwy, to nie wziąłby go do drużyny. Chyba, że ma stuprocentową pewność, że jest wykrzesać z niego maksimum zaangażowania. Widzieliśmy, że Poch potrafi odwracać kariery, rzeźbić w tym ludzkim materiale i budować piłkarzy.
A tutaj, biorąc pod uwagę piłkarskie umiejętności, jest z czego tworzyć.
Cel transferowy Realu Madryt? W porządku, to też trochę zmienia perspektywę:
https://www.youtube.com/watch?v=3ijV4ydVPCw
Victor Wanyama, Vincent Janssen, Georges-Kevin N’Koudou, Pau Lopez i Moussa Sissoko – z tym kończymy transferowe okienko. I czekamy, aż będziemy mogli naprawdę je ocenić.
Autor: Paweł Słójkowski
https://twitter.com/pslojkowski
10 komentarzy ODŚWIEŻ
COYS!
Wracając do frazesów typu "obiecuję, że dam z siebie wszystko"... Sissoko chyba zdaje sobie sprawę, że Tottenham jest bardziej medialny niż Sroki i "lenistwo" może się odbić większym echem. Jeżeli podchodzimy do sprawy, że piłkarz traktuje nasz klub jako trampolinę do mocniejszych zespołów to tym bardziej powinien zapierdzielać żeby się pokazać.
Suma sumarum, wierzę że będziemy bardzo zadowoleni, że do nas dołączył :).