Piłkarze Tottenhamu z pewnością nie mogą powiedzieć, że w najlepszy z możliwych sposobów rozpoczęli przygodę z tegoroczną edycją Champions League. Na wypełnionym po brzegi Wembley Koguty uległy Monaco 1:2, nie powalając - mimo kilku stworzonych okazji - na kolana swoją grą.
Pierwszy kwadrans meczu należał do Spurs, ale niestety nie znalazło to odzwierciedlenia w bramkach. Monaco usypiało swoją grą, ale wystarczył jeden moment nieuwagi, by w 15 minucie to przybysze z Lazurowego Wybrzeża cieszyli się z prowadzenia. Nonszalanckie zagranie Lameli (w tym miejscu trzeba dodać, że Argentyńczyk poniekąd miał prawo podjąć ryzyko, bo za jego plecami znajdowało się kliku defensywnie usposobionych kolegów), rajd Silvy, bierna postawa naszych obrońców i 0:1 postawiło podopiecznych Pochettino w kłopotliwej sytuacji, której niestety nie potrafili zaradzić. Rozpoczął się okres słabszej gry Kogutów skwapliwie wykorzystany przez drużynę gości. Nieporozumienie w szeregach obronnych Spurs na bramkę na 0:2 zamienił w 31 minucie Lemar. Na to trafienie gospodarze również nie zareagowali odpowiednio, na szczęście udało im się (w samej końcówce pierwszej odsłony) wywalczyć rzut różny. Stały fragment został wykorzystany do perfekcji i po asyście Lameli z gola na 1:2 mógł cieszyć się Alderweireld.
Bramka do szatni mogła pozytywnie nastroić kibiców i zawodników Tottenhamu. Druga połowa jednak rozwiała - przynajmniej po części - nadzieje sympatyków Spurs. Po części, bo Koguty (jak napisałem we wstępie) miały przewagę i stworzyły sobie kilka dogodnych okazji. Brakowało jednak precyzji, a całokształt obrazu gry... hmmm... może to tylko moje odczucia, ale jakoś nie przekonał, podopiecznym Pochettino czegoś (agresji? pomysłu?) chyba zabrakło. Już w kilkanaście minut po zmianie stron miałem wrażenie, że druga część gry zakończy się wynikiem 0:0 i tak się stało. A w drugim meczu naszej grupy padł remis 2:2.
Cóż... Miejmy nadzieję, że to złe dobrego początki, że prawdziwe Koguty poznaje się po tym, jak kończą, nie jak zaczynają etc. W końcu już nie jeden wybitny zespół inaugurował turniej porażką, a finiszował w chwale (spójrzmy choćby na początki Portugalii na ostatnim Euro). Tak czy inaczej, za wczorajszy występ podopiecznym Pochettino nie należą się brawa, tym bardziej że z trybun dopingowali ich kibice z Poland Spurs, a przy takim wsparciu przegrywać naprawdę nie wypada.
Spurs: Lloris; Walker, Alderweireld, Vertonghen, Davies; Dier (81' Sissoko), Alli, Lamela (71' Janssen), Eriksen, Son (HT' Dembele); Kane
Monaco: Subasic; Raggi, Glik, Jemerson, Sidibe; Bakayoko, Fabinho, Moutinho, Silva, Dirar (5' Lemar); Falcao (81' Germain)
Bramki - Spurs: 45' Alderweireld; Monaco: 15' Silva, 31' Lemar
Żółte kartki - Spurs: Kane; Monaco: Glik, Fabinho
Frekwencja: 85 011 widzów
Sędzia główny: G. Rocchi (Włochy)
3 komentarze ODŚWIEŻ
Szkoda że nie udało się chociaż zremisować ,pozostaje walczyć w kolejnych spotkaniach . Jest to grupa jak najbardziej do wyjścia . COYS !!!