Zapamiętaj mnie Zapomniałeś hasło?

Nowa era Tottenhamu. "To dare is to do" – dwaj wizjonerzy wprowadzają klub na inny poziom

20 kwietnia 2019, 12:32, Marcin Nowak
Nowa era Tottenhamu.

"To dare is to do" – głosi motto Tottenhamu Hotspur. Pochodzące z łacińskiej sentencji (Audere est facere) hasło można przetłumaczyć na język polski: odwaga jest czynem. Chyba nigdy nie było one tak aktualne w historii Kogutów, jak w ostatnich dniach.

Ten sezon można już uznać za przełomowy dla Tottenhamu. Przeprowadzka na ultranowoczesny stadion i najlepszy wynik w historii występów w europejskich pucharach to coś, o czym fani zespołu z północnego Londynu marzyli od lat. Efekt wieloletniej pracy rzeszy ludzi związanych z klubem. Realizacja wizji dwóch kluczowych postaci dla Kogutów – prezesa Daniela Levy'ego i trenera – Mauricio Pochettino.

Obaj niezwykle ambitni i zdeterminowani równolegle odważyli się przeprowadzić kompletną rewolucję w klubie, który do tej pory przez wielu kojarzony był jedynie z pięknym porażkami, kosmicznym pechem, czy w skrócie - boiskowym "frajerstwem".

Lata upokorzeń i straconych szans wydają się przeszłością, choć fani Tottenhamu cały czas nie mogą się jeszcze do tego przyzwyczaić. Gdy w doliczonym czasie gry rewanżowego ćwierćfinału Ligi Mistrzów z Manchesterem City Raheem Sterling strzelał gola na 5:3, wydawało się, że nic nie jest w stanie przełamać klątwy Kogutów. Kolejna piękna porażka, kolejna zmarnowana szansa. Załamany pomocnik londyńskiej drużyny Moussa Sissoko, który włożył całe swoje serce w to spotkanie zanim zszedł z kontuzją w 41. minucie meczu, nie chciał już nawet oglądać ostatnich sekund z ławki rezerwowych. Zszedł do szatni pogodzony z tym, że zaczęło się, jak nigdy, a skończyło, jak zawsze – piękną katastrofą. 

 

Chwilę później weryfikacja wideo pozbawiła jednak bramki The Citizens i odwróciła los Tottenhamu na dobre. Szał radości Kogutów i niedowierzanie Manchesteru City po końcowym gwizdku przejdą do historii futbolu. Tak samo, jak historia z Sissoko, który nie zdawał sobie sprawy z awansu swojej drużyny, aż jeden z pracowników klubu nie znalazł go załamanego gdzieś pod trybuną Etihad Stadium i uświadomił go, co się przed chwilą wydarzyło.

Awans do półfinału elitarnych rozgrywek w takich okolicznościach i po takim rollercoasterze jest znakiem czasu ewolucji w Tottenhamie. Ewolucji, którą na boisku zapoczątkował Mauricio Pochettino. – Za takie momenty wszyscy kochamy piłkę nożną. Tu liczy się charakter, pasja i zaangażowanie. Wszystkie te cechy pokazaliśmy w dzisiejszej rywalizacji. W zwycięstwo trzeba wierzyć od pierwszej do ostatniej minuty meczu – powiedział po meczu argentyński szkoleniowiec. W tej wypowiedzi kryje się fundamentalna zmiana, jaką udało się wprowadzić do mentalności zawodników zespołu z północnego Londynu. Charakter, walka do końca, wiara w zwycięstwo, determinacja. Wszystko to Tottenham pokazał w rywalizacji z Manchesterem City, co Pochettino dość obrazowo pokazał, wchodząc do szatni po wywalczeniu kwalifikacji.

 

Wpajanie nowej filozofii nie było łatwe. Pochettino przejmował drużynę przed sezonem 2014/15 po upadku projektu pod wodzą Andre Villas-Boasa, a później Tima Sherwooda. Obaj zostawili po sobie praktycznie zgliszcza, o czym dość szybko przekonał się nowy szkoleniowiec. Już w trzeciej kolejce Premier League musiał pogodzić się z klęską na White Hart Lane z Liverpoolem 0:3. Niedługo później nastąpiła porażka u siebie z West Bromem 0:1 i kolejna katastrofa na Etihad Stadium z Manchesterem City 1:4, gdzie cztery bramki zdobył Sergio Aguero. 

Światełkiem w tunelu okazała się dopiero wygrana 5:3 z Chelsea, zresztą późniejszym mistrzem Anglii. Tottenham zagrał z pasją, ale przede wszystkim z wiarą w sukces, czego od dawna brakowało w drużynie.

Tej pasji nauczył Pochettino słynny Marcelo Bielsa. Sam nazywa go swoim "drugim ojcem", któremu zawdzięcza karierę. Gdy Mauricio miał zaledwie 13 lat legendarny trener odnalazł go w małej miejscowości Murphy i postanowił zrobić z niego piłkarza. Pochettino pod jego skrzydłami wyrósł na czołowego zawodnika Newell's Old Boys, a potem wyruszył na przygodę z europejską piłką. Stał się ikoną Espanyolu, z którym dwukrotnie zdobywał Puchar Hiszpanii. Charyzmatyczny defensor próbował tez swoich sił we Francji, gdzie występował w Paris Saint-Germain i Bordeaux, by na koniec piłkarskiej kariery powrócić do Espanyolu i rozpocząć tam pracę managera drużyny.

Pochettino nie zapomniał lekcji danej mu przez Bielsę. – Gdy byłem jeszcze młody zapytał mnie, czy chcę zostać w przyszłości trenerem i odpowiedziałem, że tak. Wtedy podkreślił: "Mauricio musisz odpowiednio poprowadzić swoją karierę i jeśli chcesz zostać szkoleniowcem, musisz zrobić to w taki sposób, jaki ci będzie odpowiadał. Nigdy nie kopiuj innych i tego, co inni robią. Znajdź swoją własną drogę, poprzez swoje emocje i to, jak to czujesz" – wspominał trener Tottenhamu po latach. – Bielsa zaszczepia w tobie pasję. To najlepsza rzecz, jaką od niego przejąłem – dodał Pochettino w jednym z wywiadów.

 

Podobnie jak Bielsa – Pochettino nie boi się wprowadzać do pierwszej drużyny młodych zawodników. To on na dobre postawił na Harry'ego Kane'a kosztem Robert Soldado w napadzie Tottenhamu. Wprowadził do składu Erica Diera, sprowadzonego ze Sportingu Lizbona za zaledwie 4 mln funtów. Na głęboką wodę wrzucił też Dele Alliego, który z trzeciej ligi angielskiej trafił na White Hart Lane. Sprowadził też Kierana Trippiera za 3,5 mln funtów z Burnley i uczynił z niego jednego z najlepszych prawych obrońców w lidze. Wszyscy oni dziś tworzą trzon Tottenhamu i reprezentacji Anglii. Dla Pochettino rozwijanie rodzimych talentów to wręcz obowiązek. – To podziękowanie dla kraju, który mnie przyjął, otworzył mi drzwi, gdy nie znałem nawet słowa po angielsku. To "dziękuję" dla wszystkich ludzi, którzy przyjęli mnie, moją rodzinę i moich współpracowników z otwartymi rękoma. To wreszcie podziękowanie dla całej Premier League i ludzi, którzy mi zaufali – tłumaczył swoje podejście do wychowania nowych talentów Pochettino.

Ta filozofia idealnie wpisuje się w działalność klubu, który od lat sprowadza za niewielkie pieniądze (przynajmniej w porównaniu z czołówką Premier League) utalentowanych piłkarzy, by dopiero w północnym Londynie oszlifować te piłkarskie diamenty. Polityka transferowa od lat była bowiem podporządkowana jednemu celowi – budowie nowego stadionu. Jednocześnie jednak włodarze klubu chcieli, by zespół regularnie meldował się w fazie grupowej Ligi Mistrzów, co miało pomóc w spłacaniu gigantycznego kredytu, zaciągniętego na ten projekt. Zadanie niezwykle trudne w szczególności, gdy spojrzymy na wydatki innych klubów.

Ale dla Pochettino nie ma rzeczy niemożliwych. Mimo niewielkich nakładów na zakupy ( a w ostatnich dwóch okienkach wręcz żadnych funduszów na transfery) – tylko w pierwszym sezonie poprowadził on drużynę do miejsca poza top4. W kolejnych bez większych problemów gwarantował udział w Lidze Mistrzów. W 2015/16 Tottenham zajął trzecią pozycję w tabeli, 2016/17 – drugą, 2017/18 – znów trzecią. Od dawna zespół z White Hart Lane nie miał takiej regularności. Zdarzały się oczywiście epizody, jak za Harry'ego Redknappa, gdy na fali geniuszu Garetha Bale'a, Rafaela van der Vaarta i Luki Modricia Koguty najpierw zajęły 4. miejsce w lidze, a potem w sezonie 2010/11 awansowały aż do ćwierćfinału Ligi Mistrzów (porażka z Realem Madryt). 

 

Były to jednak raczej wyjątki od reguły i rzeczywistości poza czołową czwórką. Szczególnie, że przy szczęściu Tottenhamu w przeszłości nawet miejsce na czwartym miejscu nie gwarantowało udziału w LM. Tak było w sezonie 2011/12, gdy skończyli rozgrywki za Manchesterem City, Manchesterem United i punkt za Arsenalem, ale i tak nie dostali się do najważniejszych zawodów klubowych na świecie. Wszystko przez niebywale szczęśliwe zwycięstwo Chelsea w finale Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium (1:1 i 4:3 w karnych), która zakwalifikowała się kosztem Tottenhamu, mimo szóstego miejsca w tabeli.

Te czarne dni Tottenham wydaje się jednak mieć za sobą. Piłkarsko Pochettino stworzył wreszcie drużynę, która ma swój własny styl i potrafi walczyć o najwyższe cele. Tym samym otworzył drzwi dla drugiego wizjonera w klubie – wspomnianego Daniela Levy'ego, który nie musi się już obawiać.

Levy przez całe życie był fanem Tottenhamu. Po raz pierwszy na White Hart Lane pojawił się jako w latach 60-tych, gdy kibicował Kogutom w derbowym starciu z Queens Park Rangers. Teraz spełnia swoje marzenie o budowie klubu klasy światowej. Absolwent Uniwersytetu w Cambridge od początku zdawał sobie sprawę, że wskoczenie na najwyższy poziom wymagać będzie przeprowadzki na większy obiekt. Wysłużone 36-tysięczne White Hart Lane nie mogło bowiem zapewnić przychodów na takim poziomie, by rywalizować z najlepszymi. Stąd najpierw pomysł przeprowadzki na Stadion Olimpijski w Londynie, który jednak nie wypalił. Obiekt przejął West Ham United, co jednak z perspektywy czasu wyszło Tottenhamowi na dobre. Klub zachował swoje dziedzictwo – stadion powstał w miejscu dawnego. 

 

Obiekt o pojemności 62 tys. miejsc jest obecnie jednym z najnowocześniejszych stadionów na świecie. Na dodatek nie tylko będzie na nim można rozgrywać mecze piłkarskie, ale dzięki rozsuwanej sztucznej murawie – mają się tu odbywać bardzo popularne w Londynie mecze ligi futbolu amerykańskiego NFL.

Udało się też przeprowadzić kompletną rewitalizację przystadionowych terenów (przygotowywany od 2009 roku Northumberland Development Project), która ma przynieść dodatkowe dochody zespołowi z północnego Londynu. Apartamentowce, hotel, supermarket, muzeum i gigantyczny klubowy sklep – to wszystko ma zapewnić stabilizację finansową klubu na najbliższe lata.

– Rywalizowaliśmy z drużynami, których przychody meczowe znacznie przewyższały nasze. Na dodatek nasza ograniczona pojemność stadionu nie była w stanie pomieścić cały czas rozszerzającej się bazy fanów. Nowy obiekt wyniesie nas na światowy poziom – mówił Levy, który doglądał najdrobniejszych szczegółów przy budowie Tottenham Hotspur Stadium.

– To tez jedyny stadion poza Stanami Zjednoczonymi przeznaczony do gier NFL. Mamy nadzieję, że drużyny z tej ligi zaczną traktować ten obiekt jako swój dom w Londynie – dodał prezes z najdłuższym stażem spośród wszystkich obecnych szefów klubów Premier League (Levy jest prezesem od 2001 roku).

 

Cały projekt kosztował Koguty około 1 miliarda funtów. Spłata długoterminowych kredytów na ten cel zajmie klubowi z północnego Londynu jeszcze wiele lat. Jednak Tottenham, choć stoi przed wielkimi wyzwaniami – obroną miejsca w top4, walką o historyczny finał Ligi Mistrzów – może już ze spokojem patrzeć w przyszłość. Nowy dom, ustabilizowana forma, szkoleniowiec i prezes ze strategiczną wizją budowy drużyny na lata. To wszystko już jest na miejscu. Pozostaje teraz tylko odważyć się sięgnięcia po najwyższe cele.

Źródło: tvp sport

4 komentarze ODŚWIEŻ

AlbertM
20 kwietnia 2019, 21:06
Liczba komentarzy: 1
Świetny arytkuł!
2
wyleszczony
20 kwietnia 2019, 14:17
Liczba komentarzy: 93
Rozwój widać gołym okiem, tylko teraz potwierdzenia tego, czyli puchary w gablocie :)
4

tabela ligowa

Drużyna M Z R P PKT
1. Arsenal FC 0 0 0 0 0
2. Aston Villa F.C. 0 0 0 0 0
3. Brentford F.C. 0 0 0 0 0
4. Brighton & Hove Albion F.C. 0 0 0 0 0
5. Burnley FC 0 0 0 0 0
6. Chelsea FC 0 0 0 0 0
7. Crystal Palace 0 0 0 0 0
pokaż całą tabelę

ankieta

Na którym miejscu w tabeli Tottenham zakończy sezon Premier League 2023/2024?
1 12.5%
2-3 12.5%
4-6 25%
7-10 50%
11-20 0%
8 oddanych głosów
archiwum ankiet

kontuzje

Użytkownicy online: Gości online: 84 Zarejestrowanych użytkowników: 5225 Ostatnio zarejestrowany: Witek
• Sprawdź najnowszy bukmacher ranking na meczyki.pl

Zaloguj się

Zapamiętaj mnie Zapomniałeś hasło?

Zarejestruj się