Składy na mecz:
Tottenham: Lloris (C), Walker-Peters, Alderweireld, Sanchez, Rose, Winks, Sissoko, Ndombele, Eriksen, Lamela, Kane.
Manchester City: Ederson, Walker, Otamendi, Laporte, Zinchenko, Rodrigo, Gundogan, De Bruyne (C), Sterling, Bernardo, Aguero.
W sobotnie popołudnie rozegrany został hit drugiej kolejki ligowej Premier League. Manchester City podejmował na swoim stadionie Tottenham Hotspur. Mecz zapowiadał się niezwykle ciekawie. W pierwszej kolejce oba zespoły pokonały niżej notowanych rywali i już w drugiej serii gier miały okazję podjąć topowego przeciwnika. Przy okazji spotkania przypominano starcie obydwu drużyn w zeszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Wtedy w dwumeczu lepsze okazały się Koguty. Chyba nie trzeba przypominać dramaturgii i przebiegu tamtych wydarzeń. Wszyscy mieli nadzieję na równie spektakularny występ obu drużyn, tym bardziej, że poprzedni sezon pokazał, że nawet jeden punkt może na koniec rozgrywek stanowić języczek uwagi w kontekście tytułu mistrzowskiego. Strata punktów w tak wczesnym momencie sezonu to rzecz, do której drużyny Guardioli raczej nie przyzwyczajały kibiców i za głównego faworyta uchodzili właśnie Obywatele.
Sędzia Michael Oliver użył gwizdka po raz pierwszy o 18:30. Gracze Guardioli jak zwykle od razu przeszli do ataku pozycyjnego. Tottenham musiał czekać aż do 9 minuty, by wejść na połowę rywali. W 11 minucie doszło do kontaktu, pomiędzy Rodrim, a Erikiem Lamelą, w polu karnym zespołu prowadzonego przez Pochettino. Na szczęście sędzia nie dopatrzył się przewinienia na hiszpańskim pomocniku i pozwolił kontynuować grę. W pierwszych minutach spotkania w oczy rzucał się wielki luz piłkarzy City. Otrzymali dużo miejsca do rozgrywania swoich akcji, zaś w bocznych sektorach boiska Tottenham został kompletnie zdominowany. Jak się okazało właśnie po akcji zainicjowanej na flancę padł pierwszy gol dla Manchesteru. Bernardo Silva został odpuszczony przez Danny’ego Rose’a, wycofał piłkę do Kevina de Bruyne, który doskonałym dograniem z głębi pola uraczył Raheema Sterlinga. Były piłkarz Liverpoolu nie zmarnował tak doskonałego dogrania i otworzył worek z bramkami na Etihad. Jose Mourinho mawiał, że najważniejszym momentem spotkania jest 5 minut po strzelonej bramce. W tym momencie drużyna, która wyszła na prowadzenie najczęściej traci koncentrację. Ta reguła znalazła potwierdzenie w dzisiejszym spotkaniu. Trzy minuty po golu na 1:0, padła bramka dająca wyrównanie. Pozostawiony bez opieki Erik Lamela otrzymał prostopadłe podanie od Ndombele
i nie zastanawiając się zbyt wiele, uderzył piłkę. Zasłonięty Ederson nie miał szans na skuteczną interwencję. W ten sposób argentyński pomocnik zepsuł święto byłemu bramkarzowi Porto, który 17 sierpnia odchodzi swoje 26 urodziny. Po golu na 1:1 gracze Pochettino złapali wiatr w żagle. Przez okres około 10 minut kontrolowali grę i utrzymywali się przy piłce. Do czasu. W 35 minucie swojego gola zdobył Sergio Aguero. Drugą w tym meczu asystę na swoim koncie zapisał KdB, zaś gol znów padł po podaniu ze strony Rose’a. Warto jednak zaznaczyć, że Anglik musiał radzić sobie sam, ponieważ grający na pozycji lewego skrzydłowego Eriksen, kompletnie go nie asekurował. Kibiców Tottenhamu irytować może również łatwość z jaką do sytuacji w szesnastce doszedł Aguero. Nie pilnowany wbiegł między stoperów i pewnym strzałem umieścił piłkę obok bezradnego Llorisa. Był to gol numer 97 zdobyty przez argentyńskiego napastnika na stadionie the Etihad. Swoją szansę na gola zaprzepaścił Ilkay Gundogan. De Bruyne w bliźniaczej akcji wycofał piłkę na 11 metr, jednak niemiecki pomocnik nieznacznie chybił. Zawodnicy na przerwę zeszli z wynikiem 2 – 1.
Druga połowa spotkania zaczęła się tak jak się skończyła. Olbrzymim naporem Manchesteru City. Ulubiony klub braci Gallagherów dochodził do sytuacji z łatwością, swoje strzały zaliczyli Oleksandr Zinchenko oraz Kevin de Bruyne. Manager klubu z północnego Londynu nie pozostawał obojętny na zaistniałą sytuację i zareagował wpuszczając do gry Lucasa Mourę. Na ławce wylądował przeciętny Harry Winks. Część kibiców pewnie nie zdążyła połapać się kto i za kogo wszedł, a tu padł gol wyrównujący! Nie minęło 20 sekund od wejścia na murawę Moury, ten zdążył zameldować się w protokole meczowym z prędkością błyskawicy. Warto dodać, że był to DRUGI strzał graczy Tottenhamu w tym meczu. Po bramce wyrównującej Guardiola postanowił wprowadzić na boisko Gabriela Jesusa. Młody Brazylijczyk zamienił na placu gry doświadczonego Kuna Aguero. Starszy piłkarz najwidoczniej nie był zadowolony z decyzji Katalończyka i w ostrej wymianie zdań powiedział mu co myśli o tej decyzji. Zachowanie najlepszego w historii strzelca Manchesteru City rozwścieczyło Guardiolę. W ostatniej fazie spotkania piłkarze City wyraźnie wiedli prym. Tottenham często ratowało szczęście. Około 85 minuty Zinchenko doznał kontuzji uda. W obliczu braku możliwości dokonania zmiany, Ukrainiec musiał pozostać na boisku. Warto odnotować debiut Giovanniego Lo Ceslo w nowych barwach. Argentyńczyk na pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry zmienił strzelca gola – Erika Lamelę. Gdy wydawało się, że mecz zakończy się wynikiem remisowym do głosu, a raczej do piłki w polu karnym doszedł Gabriel Jesus, balansem ciała wyminął kilku rywali i zdobył bramkę. Stadion eksplodował, a piłkarzom Tottenhamu pozostało tylko zakryć twarz rękami. Realizator transmisji bardzo przytomnie wychwycił moment wspólnej radości Pepa Guardioli i Sergio Aguero. Jeszcze kilkanście minut temu zwaśnieni współpracownicy, teraz pogrążyli się w czułym uścisku i szczerej rozmowie. Sygnał był jednakże jednoznaczny: pomiędzy obydwoma panami nie ma już konfliktu. Ale chwila, moment! Sędzia pokazuje zawodnikom, że dostał sygnał od asystenta zasiadającego przy VAR. Powtórka pokazana chwilę później nie pozostawiła absolutnie żadnych wątpliwości: zagrywający do Gabriela piłkę – Aymeric Laporte dotknął jej ręką i gol nie mógł zostać uznany. Kamera w tym momencie pokazała scenę bardzo sympatycznej rozmowy pomiędzy szkoleniowcami obu ekip. Mimo wielkich emocji panowie z uśmiechem na ustach prowadzili pogawędkę. Nie umknęło również oblicze Aguero, którego mina była po prostu bezcenna.
Zawodnicy Manchesteru City oraz Tottenhamu Hotspur, po raz kolejny zapewnili wspaniałe widowisko i wielkie piłkarskie emocje. Punkt wywieziony z prawdopodobnie jednego z trzech najtrudniejszych stadionów w Anglii powinien cieszyć. Ci bardziej świadomi, którzy zaglądnęl po spotkaniu do statystyk wiedzą doskonale dlaczego. Otóż w całym meczu piłkarze w jasnoniebieskich koszulkach oddawali strzał średnio co 3 minuty, zaś piłkarze w granatowych strojach średnio uderzali na bramkę Edersona co … 30 minut. Tak jak wczoraj Hertha w meczu z Bayernem: Spurs mieli dwie okazje do zdobycia gola i je po prostu wykorzystali. Z zimną krwią. Przy tak grającym przeciwniku, trudno indywidualnie wyróżnić jakiegoś piłkarza. Moim typem na miano najlepszego gracza Tottenhamu jest Ndombele, który zagrał bardzo dobre zawody. Oczywiście pochwały należą się zdobywcom bramek: szczególnie Lucasowi, który dał impuls w krytycznym momencie. Cichym bohaterem meczu był również Hugo Lloris, który zanotował aż 8 interwencji, zaś przy golach nie mógł nic zrobić. Zwycięski remis, dlatego, że liczbami nie mieliśmy prawa wygrać tego spotkania. Należy mieć nadzieję, że szczęście sprzyja lepszym, a spotkanie z City stanie się mitem założycielskim pierwszej w historii mistrzowskiej drużyny Tottenhamu Hotspur!
Come on, you Spurs!
13 komentarzy ODŚWIEŻ