Tottenham: Lloris (C), Aurier, Alderweireld, Sanchez, Reguilon, Hojbjerg, Sissoko, Ndombele, Bergwijn, Son, Kane.
West Ham: Fabiański, Coufal, Balbuena, Ogbonna, Cresswell, Masuaku, Bowen, Soucek, Rice (C), Fornals, Antonio.
W piątej kolejce Premier League nadszedł czas na derby Londynu. Tottenham na własnym stadionie miał podjąć drużynę West Hamu. Spurs wygrali wszystkie dotychczasowe spotkania ligowe poza porażką z Evertonem w GW1. West Ham mimo przegranych dwóch pierwszych spotkań z Newcastle i z Arsenalem, przekonująco pokonał Wolverhampton (4:0) i Leicester City (3:0) w GW3 i GW4.
Z tego względu mecz przeciwko drużynie prowadzonej przez Jose Mourinho zapowiadał się jeszcze ciekawiej. David Moyes posłał w bój jedenastkę, która zaczęła spotkanie w meczu z Leicester. The Special One dokonał kilku korekt w składzie, wprowadzając do gry od początku m.in. Bergwijna czy Sissoko. Nie miał do dyspozycji Erica Diera. Anglik wrócił ze zgrupowania kadry z urazem uda. Spotkanie po raz pierwszy z wysokości ławki rezerwowych oglądał Gareth Bale, często pokazywany przez realizatora transmisji.
Mecz rozpoczął się z przytupem. Już w 45 sekundzie gry Son wyprowadził zespół Tottenhamu na prowadzenie. Piłkę do Koreańczyka dograł Harry Kane, posyłając diagonalne podanie za linię obrony. Son wykorzystał swoją szybkość nawinął Balbuenę i strzałem na dalszy słupek otworzył wynik meczu.
Na kolejnego gola nie trzeba było długo czekać. Spurs po raz kolejny wyprowadzili szybki atak. Kane otrzymał podanie od Sona przed polem karnym i płaskim strzałem pokonał Łukasza Fabiańskiego.
West Ham grał otwartą piłkę i próbował odgryźć się, jednak w 16 minucie szybką akcję golem zakończył kapitan Spurs – Harry Kane, który wykorzystał świetny cross Sergio Reguilona i głową umieścił piłkę w siatce.
Do przerwy bardzo dobre zawody rozgrywała linia pomocy Spurs złożona z Ndombele, Sissoko oraz Hojbjerga. Wykazywała się dużą aktywnością w przechwycie oraz podaniami otwierającymi do napastników. Kiepsko w pierwszych 45 minutach prezentował się holenderski skrzydłowy – Steven Bergwijn.
W ostatniej akcji pierwszej połowy miała miejsce rzecz rzadko spotykana. Harry Kane podążył z kryciem za swoim obrońcą we własne pole karne i efektownym wślizgiem zablokował strzał Coufala.
Po przerwie od samego początku West Ham wziął sprawy w swoje ręce dominując zespół Mourinho. Nie był jednak w stanie przebić się przez obronę Spurs. Spokojny o wynik The Special One, wprowadził w miejsce solidnego Ndombele Winksa, zaś bezbarwnego Bergwijna zastąpił Bale. Walijczyk od razu po wejściu na boisko oddał celny strzał na bramkę z rzutu wolnego.
David Moyes również dokonał korekt i miejsce Fornlasa i Antonio zajęli Yarmolenko oraz Lanzini.
W 82 minucie padł pierwszy gol dla West Hamu. Dośrodkowanie Aarona Cresswella wykorzystał Fabian Balbuena. Stoper The Hammers kryty na radar przez Sissoko wyskoczył w powietrze i głową pokonał Hugo Llorisa.
Zaczęło robić się nerwowo, zwłaszcza że w 85 minucie gola samobójczego głową strzelił Davidson Sanchez.
W 90 minucie boisko opuścił Masuaku, zmieniony na Roberta Snodgrassa.
W doliczonym czasie gry obrońcami zakręcił Bale, jednak w sytuacji sam na sam z Łukaszem Fabiańskim uderzył obok słupka.
Nie wykorzystane sytuacje się mszczą, tym razem o prawdziwości tej reguły w brutalny sposób przekonali się gracze Tottenhamu. W ostatniej akcji meczu padł gol na 3:3. Piłkę po rzucie wolnym wybijał Harry Winks. Trafiła ona pod nogi Manuela Lanziniego, który uderzył w okienko bramki strzeżonej przez Llorisa.
Mimo przewagi w grze oraz strzeleniu trzech bramek w pierwszych 16 minutach nie udało się odnieść zwycięstwa nad ekipą Davida Moyesa. Ostatnie minuty pokazały, że nie na każdej pozycji mamy dwóch równorzędnych graczy. Bale zagrał około 20 minut, ale pod koniec meczu wyglądał na bardzo zmęczonego. Nie zaliczył dobrego debiutu, widać było po nim, że nie zna schematów w grze z przodu. Jest to jednak naturalne. Cieszy fakt, że po 7 latach znów pojawił się na boisku w koszulce z kogutem.
Kolejny mecz Tottenham zagra w czwartek przeciwko LASK Linz w ramach pierwszej kolejki Ligi Europy. Następnym meczem w Premier League będzie starcie za tydzień w poniedziałek z Burnley na Turf Moor.
Come on you Spurs!!!
Link do skrótu:
https://tv.pl.canalplus.com/sport/wideo_p/FT_HIGHLIGHTS_THvWH_201018_rend_5_comm_effects.mp4
6 komentarzy ODŚWIEŻ
Kane fenomenalnie zwłaszcza w pierwszej połowie, bo w drugiej też już oddychał trochę rękawami. Jeden z najlepszych występów ever. I to w ataku i w pomocy i w obronie, brakowało tylko, żeby jeszcze zastąpił Llorisa. Co właśnie jednak nie świadczy zbyt dobrze o pozostałych, z których o dziwo chciałem wyróżnić Aurier, ta jego wielka tragedia chyba trcohę go stonowała, ale w sumie przy drugim golu zamykający akcję na długim słupku ,bodajże Bowen mu uciekł i zrobił tego wolnego w ostatniej minucie, choć ja nie jestem pewien czy tu akurat był faul ,bo Reguilon wcześniej na pewno faulował ,a propo Hiszpana tak jak pisałem przed transferem lepszy w ofensywie niż w obronie, ten drugi gol to z jego i Lucasa strony kryminał, tak samo jak pierwszy Sissoko, który w ogóle nie powalczył o górną piłkę.
Bale jak dla mnie wyglądał na jeszcze nieprzygotowanego fizycznie, nawet na te niespełna pół godziny. Lamela ostatnio bardzo dobrze wyglądał i umie się utrzymać przy piłce szkoda ,że go nie było (a dlaczego??kontuzja??) mógłby wejść nawet zamiast Winksa. Z Ndombele dalej jest kłopot ,że on ma siły na 40-55 minut i nawet w pierwszej połowie to Kane za niego wracał. Niestety PL jako jedyna liga z top5 wróciła do trzech zmian.
Pitołaj ma jeden plan A , jak działa jest fajnie, a jak nie, to padaka.
Ale to i tak nie jest Conte i jego Kolarov, dopiero byśmy narzekali
W swoim zyciu widzialem wiele porazek, z perspektywy wagi meczu wczorajszy remis moze nie powinien stanowic jakiegos wielkiego dramatu, ale nie pamietam kiedy ostatnio jako kibic czulem sie gorzej. Oddanie punktow Newcastle w tamtejszych okolicznosciach bolalo, bo zupelnie nie zgadzalem sie z decyzja o rzucie karnym, ale wczoraj to byla cala kwintesencja bycia Tottenhamem. Okonski w swoim felietonie po meczu trafnie napisal, ze z kim jak kim, ale to przeciez jasne, ze strzaly zycia rywalom wychodza w meczach akurat z nami. W ostatnich 10 minutach popelnilismy tak wiele rażących bledow i zagralismy z taka kupa w gaciach, ze koncowego wyniku nie odbieram jako dziela przypadku. Po ostatnim maratonie ludzilem sie, ze wszystko co najgorsze juz za nami, forma ustabilizowana, Mou znalazl na ten zespol zloty srodek, ale jak widac powrocily demony przeszlosci. Chwila dekoncentracji i zapominamy jak grac w pilke,