Arsenal: Leno, Cedric, Luiz, Gabriel, Tierney, Thomas, Smith-Rowe, Saka, Odegaard, Xhaka, Lacazette.
Subs: Bellerin, Ceballos, Willian, Aubameyang, Holding, Pepe, Chambers, Elneny, Ryan.
Tottenham Hotspur: Lloris, Doherty, Sanchez, Alderweireld, Reguilon, Ndombele, Hojbjerg, Bale, Lucas Moura, Son, Kane.
Subs: Winks, Lamela, Hart, Dier, Sissoko, Alli, Aurier, Davies, Vinicius.
28 kolejka Premier League zwieńczona została w niedzielne popołudnie starciem dwóch zespołów z północnego Londynu. Mecz na Emirates w normalnych czasach byłby owiany niepowtarzalną atmosferą stworzoną przez kibiców, jednak starcie, mimo że bez kibiców i tak przyniosło wiele emocji. Przed meczem ze składu wypadł Aubameyang, którego Arteta pozostawił na ławce „ze względów dyscyplinarnych”.
Tottenham do derbów przystępował z serią 5 nieprzegranych spotkań. Było to trzecie starcie pomiędzy Artetą i Mourinho, z dwóch poprzednich Portugalczyk wychodził zwycięsko.
Na początku spotkania obydwa zespoły nie chciały podjąć ryzyka. Zachowawcza gra z wizualną przewagą Kanonierów – to był obraz pierwszych minut spotkania.
W 19 minucie do opuszczenia boiska zmuszony został Son Hueng-min. Działo się to niedługo po strzale w słupek Emile Smith – Rowe’a, Koreańczyk nabawił się kontuzji mięśniowej i został zastąpiony przez Erika Lamelę. Dla fanów drużyny z N17 nie była to dobra wiadomość.
W 33 minucie po jednym z nielicznych w pierwszej połowie ataków Tottenhamu padła bramka. Strzelcem gola okazał się argentyński pomocnik. Uroda tej bramki była niesłychana. Lamela uderzył raboną na bramkę Leno, który nie miał szans obronić piłki zmierzającej w stronę dalszego słupka.
Niestety prowadzenia nie udało się dowieść do końca pierwszej połowy. Wyrównującą bramkę w doliczonym czasie gry pierwszej polowy zdobył wypożyczony z Realu Madryt Martin Odegaard. Był to premierowy gol norweskiego talentu w rozgrywkach Premier League.
Po zmianie stron obraz gry nie zmienił się znacząco i to Arsenal miał cały czas przewagę w grze. Wprowadzenie do gry Nicolasa Pepe w miejsce słabo dysponowanego Bukayo Saki okazało się dobrym ruchem Mikela Artety w kierunku ożywienia gry zespołu.
Mourinho zdecydował się na ruchy w dość wczesnej fazie drugiej połowy. Cień zawodnika jakim był dziś Bale, został zmieniony jeszcze przed 60 minutą. Walijczyk delikatnie mówiąc nie był zadowolony z decyzji menedżera, jednak obiektywnie trzeba przyznać, że nie dał argumentów do pozostania na placu gry dłużej. Chwilę potem na murawie pojawił się również Dele, który zajął miejsce również przeciętnego dzisiaj Ndombele.
Chwilę po tej zmianie w polu karnym Hugo Llorisa doszło do kontaktu pomiędzy Lacazettem i Sanchezem. Sędzia Michael Oliver wskazał na wapno. Jedenastkę na gola zamienił sam poszkodowany, wyprowadzając tym samym zespół Kanonierów na prowadzenie.
Spurs próbowali gonić wynik, ale w swoich staraniach wydawali się bardzo ograniczeni. Na domiar złego superbohater zespołu gości Erik Lamela, zamienił się w superzłoczyńczę i w przeciągu 7 minut zarobił dwie żółte kartki.
Po opuszczeniu boiska przez Argentyńczyka wydawać by się mogło, że jest to gwóźdź do trumny dla Spurs. Paradoksalnie to zdarzenie wlało w serca zawodników Mou więcej życia i sportową złość.
Niestety mimo intensywnej końcówki, strzałom Kane, Sancheza czy podaniom Lucasa, bramki na 2:2 nie udało się zdobyć. Były to pierwsze derby północnego Londynu, których Mourinho nie wygrał.
Trzech punktów szkoda tym bardziej, że patrząc w górę tabeli punkty straciły Chelsea czy Everton, a swój mecz przed sobą mają Manchester United i West Ham (20:15 w niedziele).
Następny mecz Spurs rozegrają w ramach Ligi Europy w czwartek, będzie to wyjazdowy rewanż z Dinamem Zagrzeb. Następna kolejka Premier League to starcie z Aston Villą – mecz w przyszłą niedzielę 21 marca o 20:30.
Come on you Spurs!!!
3 komentarze ODŚWIEŻ
2. Doherty nie daje prawie nic (jeśli nie nic) w ataku i zdecydowanie nic w obronie. Jeśli ma być tylko ,,konkurencją" dla Auriera, to dokupić jeszcze prawego obrońcę, który w razie kontuzji serio go zastąpi. Jak Matt nie wypali to niestety na sprzedaż.
3. Derby to derby, żal tej przegranej, ale nie ma co porównywać się ciągle z innymi klubami z PL czy og9lnie innymi. Każdy z czołówki, zwłaszcza w tym sezonie, głupio gubił punkty, albo przegrywał z teoretycznie dużo słabszymi od siebie. Według mnie kibic nie jest po to, żeby narzekać i tracić wiarę po jednym przegranym meczu, albo wychwalać po jednym wygranym. Prawda jest gdzieś pośrodku, nic nie jest w pełni czarne lub w pełni białe.
Kolejny mecz do wygrania jutro, lecimy z nimi. 2-0 to dobry wynik, ale nie idealny i trzeba dopełnić formalności. COYS!
Szkoda że Sanchez potem nie wyrównał, coś ta karma nie działa