Choć Premier League brutalnie obnażyła w tym sezonie słabości Tottenhamu, James Maddison nie ma wątpliwości – szatnia wciąż stoi murem za Ange Postecoglou. "To nasz menedżer. Wszyscy go szanujemy i jesteśmy z nim na sto procent" – deklaruje pomocnik przed pierwszym meczem półfinałowym Ligi Europy z Bodo/Glimt.
Tottenham gra o uratowanie sezonu
„Nie do zaakceptowania” – tak Maddison podsumował postawę drużyny w lidze. Trudno się dziwić – 16. miejsce, 19 porażek i bolesne 5:1 z Liverpoolem to bilans, który dla klubu o ambicjach Spurs jest kompromitacją. Mimo wszystko, zespół ma jeszcze realną szansę zakończyć sezon z trofeum – i to nie byle jakim, bo europejskim.
W czwartek Tottenham podejmie na własnym stadionie norweskie Bodo/Glimt w pierwszym półfinale Ligi Europy. Ewentualny triumf w tych rozgrywkach oznaczałby koniec 17-letniego oczekiwania na trofeum oraz bezcenny bilet do Ligi Mistrzów.
„To wciąż może być wyjątkowy sezon”
Pomimo rosnącej presji mediów i spekulacji dotyczących przyszłości Postecoglou, Maddison nie ma wątpliwości: „To dobry człowiek. Nie chowa głowy w piasek. Sam mówi, że sezon ligowy był słaby. Ale jako grupa jesteśmy zjednoczeni, słuchamy go, staramy się wdrażać jego pomysły. W Europie jesteśmy mocni – możemy stworzyć coś wyjątkowego”.
Piłkarz podkreślił również znaczenie wsparcia kibiców: „Czujemy ich obecność, nawet po porażkach. Chcemy się im odwdzięczyć. Wiemy, że słowa to jedno, a czyny to drugie. Dlatego tak ważny będzie czwartek – to nasza szansa, by pokazać, że mamy głód i chcemy coś wygrać”.
Bodo/Glimt nie z przypadku
Choć Tottenham uchodzi za faworyta, Postecoglou nie zamierza lekceważyć przeciwnika. Norwegowie mają za sobą imponującą ścieżkę – wyeliminowali m.in. Lazio i Olympiakos, a wcześniej również Porto i Besiktas. To pierwszy norweski zespół w historii, który dotarł do półfinału europejskich pucharów.
„To nie ma znaczenia, że jesteśmy większym klubem. Oni są tu z zasłużeniem. Szanujemy ich – pokazali, że potrafią grać i wygrywać z silnymi” – powiedział australijski szkoleniowiec Spurs.
Mimo że stadion Tottenhamu jest większy niż cała populacja Bodo, piłkarze norweskiej ekipy nie zamierzają się speszyć. „Chcemy po prostu być sobą. Nie myśleć o randze meczu, tylko grać swoją piłkę” – mówił dyrektor sportowy klubu Havard Sakariassen.
Son poza składem
Wiadomo już, że w czwartkowym meczu nie zobaczymy Heung-Min Sona. Kapitan Tottenhamu wciąż dochodzi do siebie po kontuzji stopy, odniesionej w starciu z Eintrachtem Frankfurt. Postecoglou potwierdził, że Koreańczyk trenuje indywidualnie i nie będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu.
O wszystko w Europie
Tottenham stoi nad przepaścią. Porażka w półfinale Ligi Europy może oznaczać nie tylko zakończenie sezonu bez sukcesu, ale również pożegnanie z trenerem, który miał tchnąć nowe życie w projekt Spurs. Awans do finału w Bilbao i ewentualne trofeum mogą jednak wszystko odmienić – zarówno dla Postecoglou, jak i dla całego klubu.
Pierwszy krok – w czwartek wieczorem w Londynie.
0 komentarzy ODŚWIEŻ