Tottenham. W finale europejskich rozgrywek. Tak, serio. Tak, chodzi o ten sam Tottenham, który w lidze wyglądał przez większość sezonu jakby grał z obciążeniem w nogach. Ale teraz? Są o krok od czegoś, co kibice pamiętają tylko z YouTube’a – trofeum w Europie.
Po pierwszym meczu 3:1 w Londynie – niby bezpiecznie. Ale w Norwegii zimno, sztuczne boisko, a Bodø/Glimt już wcześniej wyeliminowało Lazio i zbiło Porto u siebie. No więc Postecoglou musiał wyjść na ten mecz z głową. I wyszedł.
Szach–mat w drugiej połowie
Pierwsza połowa? Zgodnie z planem – spokojnie, nie dać się wciągnąć w chaos. Bodø próbowało, ale Vicario wyjął, co trzeba. Romero zrobił porządek z chaosem w polu karnym. I tyle.
A potem – bum. 63. minuta. Solanke – co on tam robił tak blisko bramki? Czekał. Romero zgrał, a ten dołożył nogę. 1:0. Norwegowie jeszcze nie zdążyli się ogarnąć, a Porro posyła coś między dośrodkowaniem a strzałem. Piłka odbija się od słupka i wpada. 2:0. Po wszystkim.
VAR jeszcze anulował karnego dla gospodarzy w końcówce, ale to już było tło. Tottenham był o poziom wyżej. Może i z problemami kadrowymi – bez Maddisona, bez Sona, bez młodego Bergvalla – ale z głową na karku i spokojem, który robi różnicę w takich momentach.
Z 16. miejsca w lidze do finału Europy?
Postecoglou powiedział we wrześniu: „Zawsze wygrywam coś w drugim sezonie”. Śmiali się. Bo Tottenham był 16. w Premier League. Bo defensywa się sypała. Bo Maddison nie grał miesiącami, a Son wyglądał, jakby miał już dość.
A teraz? Jedno spotkanie od złota. Od pierwszego europejskiego pucharu od 1984 roku. Od końca całej tej opowieści o wiecznym czekaniu.
Bilbao – finał po angielsku
21 maja. Bilbao. Tottenham kontra Manchester United. All-English final, ale nie byle jaki. Dwa kluby, które miały swoje demony w tym sezonie, ale w Europie wyglądały jakby wszystko inne przestawało się liczyć.
Dla Spurs to może być wieczór, który ustawi cały projekt Postecoglou. Bo to już nie są tylko słowa. To realna szansa. I jeśli Solanke, Porro i spółka zagrają z takim spokojem jak dziś – może być finał, po którym naprawdę nie będzie już żartów.
1 komentarz ODŚWIEŻ