Zapamiętaj mnie Zapomniałeś hasło?

Wywiad z Ange Postecoglou przed finałem Ligi Europy: "To może być moment przełomowy dla całego klubu"

13 maja 2025, 23:35, Spursmania
Wywiad z Ange Postecoglou przed finałem Ligi Europy:

Zbliża się jeden z najważniejszych wieczorów w najnowszej historii Tottenhamu. Przed finałem Ligi Europy w Bilbao, Ange Postecoglou spotkał się z dziennikarzami i nie mówił tylko o planie na mecz czy stanie zdrowia Sona. Mówił o czymś więcej – o znaczeniu. O historii. O przełamywaniu cykli, które od lat ciążyły na Spurs.

W szczerej i obszernej rozmowie opowiedział o kulisach sezonu, emocjach wokół finału i o tym, co naprawdę znaczy zdobycie trofeum – dla klubu, dla zespołu i dla niego samego.

Dla kibiców Tottenhamu to nie jest zwykły mecz. Dla Postecoglou to nie jest zwykły sezon. A dla tej drużyny – to może być moment, który zapisze się w historii.

Ange, czy miałeś chwilę, by zastanowić się nad tym, że jesteście w finale?
— Było całkiem intensywnie. Sporo planowania, trzeba było zająć się kwestiami organizacyjnymi. Chodzi przede wszystkim o to, by dać zawodnikom najlepsze możliwe przygotowanie, więc trzeba wiele rzeczy załatwić z wyprzedzeniem – logistyka, porządek. To wszystko sprawia, że finał już teraz jest gdzieś z tyłu głowy, ale – jak sam powiedziałeś – mamy jeszcze mecz w lidze, więc głównie skupiam się na tych praktycznych aspektach, a nie emocjonalnych.

Czy fakt, że przeszliście przez tyle trudności, sprawia, że ten finał jest jeszcze bardziej wyjątkowy?
— Myślę, że zawsze, gdy docierasz do tak ważnego momentu, niezależnie od okoliczności, zaczynasz rozumieć – indywidualnie i jako grupa – jak wiele musieliśmy pokonać, by tu dotrzeć. Każda drużyna ma swoją historię. W takich chwilach emocje są ogromne. Trzeba sobie uświadomić, jak wiele przeszkód udało się przezwyciężyć. Jestem naprawdę dumny z tego, że mimo ogromnych wyzwań, zespół znalazł sposób, by awansować do finału. To szansa na coś naprawdę wyjątkowego.

Jak wygląda sytuacja zdrowotna Heung-Min Sona?
— Przede wszystkim – fizycznie czuje się dobrze. To ważne, że zagrał kilka minut w ostatnim meczu – głównie z powodów psychologicznych. Dziś odbył dobry trening. Nie zrobił całej sesji, bo przecież grał wczoraj, ale czuje się świetnie. Mamy jeszcze ponad tydzień i mecz z Aston Villą w piątek, w którym będziemy mogli go jeszcze bardziej wprowadzić do rytmu. Cieszymy się, że jest dostępny – był kluczową postacią w tym sezonie. Doskonale wie, jak ważne jest zdobycie trofeum – zarówno dla klubu, jak i dla niego osobiście. Ma za sobą niesamowitą karierę w Tottenhamie, ale brakuje mu tego jednego elementu – pucharu. Wie, jak wielkie to by było.

Powiedziałeś, że czasem „krzywisz się” patrząc na treningi – w kontekście kontuzji.
— Taki już był ten sezon. Musimy trenować na odpowiednim poziomie, zachować intensywność. A wtedy różne rzeczy mogą się zdarzyć – na szczęście nic poważnego. Trzeba tylko mieć nadzieję, że piłkarscy bogowie już wykorzystali cały limit wyzwań, jakie mieli dla nas w tym roku.

Jaka jest sytuacja zdrowotna Dejana Kulusevskiego po urazie z Crystal Palace?
— Zobaczymy. Rano czuł ból w kolanie. Na razie wygląda to na zwykłe stłuczenie, ale damy mu 24 godziny, żeby się to uspokoiło i wtedy ocenimy. Wstępnie wygląda na nic poważnego.

Jak ważny jest Deki, szczególnie przy nieobecności Maddisona i Bergvalla?
— Jest ważny, ale w obecnej sytuacji – wszyscy są ważni. Deki opuścił trochę spotkań, ale czułem, że wraca na właściwe tory. W meczu z Bodø wykonał bardzo zdyscyplinowaną robotę w defensywie, a teraz znów zaczynał pokazywać swoją kreatywność. Początek meczu z Palace miał naprawdę niezły. Potem niestety przyszedł uraz. Tak, jest dla nas istotny – szczególnie w tej chwili, kiedy kadra jest przetrzebiona. Trzymamy kciuki, żeby był gotowy.

Dlaczego Wasza gra w Europie często wygląda lepiej niż w lidze?
— To kwestia składu. Piłka nożna to suma wszystkich części – musisz mieć równowagę. Gdy dokonujesz wielu zmian, tracisz płynność, rytm. W Europie nasza defensywa, razem z Vicario, naprawdę dobrze się uzupełnia – mamy szybkość, siłę, technikę i spokój. To samo dotyczy przodu i środka pola. Gdy wrzucasz po prostu jedenastu dobrych piłkarzy bez odpowiednich zależności, coś się gubi. W niedzielę nie graliśmy dobrze ani z piłką, ani bez niej – i myślę, że to efekt zmian. Poza tym – to był emocjonalnie wyczerpujący tydzień. Wracaliśmy z meczu w piątek rano, nie trenowaliśmy jak zwykle. Nie szukam wymówek, ale to są powody, które mogą wpłynąć na poziom występu.

Jak udało się utrzymać wiarę zawodników przez cały sezon?
— To jedna z najważniejszych rzeczy jako menedżer – utrzymać wiarę u piłkarzy i sztabu. Kiedy wszystko idzie dobrze, to dzieje się samo. Ale my nie mieliśmy „spokojnego sezonu”. Były momenty, kiedy mogli stracić wiarę – ale nigdy tego nie poczułem. Nawet w trudnych chwilach zawodnicy wierzyli, że jeśli będziemy trzymać się planu, to coś osiągniemy. I to nas doprowadziło do finału. Nawet w Europie, mimo problemów kadrowych, zespół znajdował rozwiązania. Od meczu u siebie z Alkmaarem wiedzieli, że wszystko, co robimy, ma prowadzić do tego momentu.

Jak ważne byłoby zdobycie trofeum?
— Dla mnie osobiście – kolejny puchar, który będę wspominał na starość. Ale najważniejsze – co to znaczy dla klubu. W Japonii wygrałem po 14 latach, z Australią – pierwszy raz w historii, z Brisbane – pierwszy raz w historii, z South Melbourne – po siedmiu latach. Z Celtikiem – po roku, który tam traktowano jak wieczność. To, co łączy te sukcesy, to ich znaczenie. Dla klubu. Dla ludzi. Tottenham od ponad 20 lat nie zdobył nic istotnego. To może być moment, który zmieni sposób, w jaki klub postrzega sam siebie – a to najważniejsze. Bo dopóki nie wygrasz, zawsze będą mówić, że nic nie osiągnąłeś.

Czy finały mają w sobie inną energię? Korzystasz ze swoich doświadczeń?
— Tak, i to zdecydowanie inny rodzaj meczu. To osobne wydarzenia, inne niż jakiekolwiek inne spotkanie. Nie da się uciec od tej świadomości – co jest stawką. Trofeum jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. To emocjonalnie i fizycznie wyczerpujące. Jako trener staram się zachować równowagę – przygotować drużynę jak zawsze, ale też nie udawać, że to zwykły mecz. Bo to nie jest zwykły mecz. To wyjątkowa okazja i czasem trzeba czegoś więcej, by ją wykorzystać.

Jak przygotować zawodników, którzy nigdy wcześniej nie grali w finale?
— Trzeba znaleźć coś większego niż tylko sam finał. Jasne – jest puchar, jest presja, ale przecież to samo mają rywale. Kluczem jest stworzenie narracji – cel, który ich napędzi. To się buduje nie teraz, ale dużo wcześniej. Jeśli ta opowieść rezonowała w zespole przez cały sezon, to w dniu finału może być potężna.

Jak radzisz sobie z narracją z zewnątrz – blokujesz ją, wykorzystujesz?
— Słowa piłkarzy Bodø miały swój efekt – chłopaki chcieli im odpowiedzieć. Ale to właśnie wyzwanie dla Tottenhamu – do czasu aż coś wygrasz, jesteś łatwym celem. Trzeba przełamać ten cykl. Motywacja? Może być różna, ale to musi być coś większego niż tylko „zamknąć komuś usta”. Chodzi o wpływ. Mówię piłkarzom – pod koniec kariery chcesz wrócić do klubu i widzieć, że zostawiłeś ślad. Na ścianach stadionu wiszą zdjęcia z 1984 roku, Bill Nicholson... Czas dodać nowe.

Czy widzisz paralele z drużyną z 1984 roku?
— Od początku mówiłem o historii tego klubu i o tym, że każdy zespół od tamtego czasu miał przed sobą ogromne wyzwanie. Przewinęli się tu światowej klasy piłkarze i trenerzy, ale to pokazuje, że nie chodzi tylko o jakość. Czasem potrzeba szczęścia – ale by je mieć, trzeba być w odpowiednim miejscu. Dlatego cały czas przypominam zawodnikom, jak duże znaczenie może mieć to, co robią.

Czy zbliżyłeś się do tej drużyny bardziej niż do innych, które prowadziłeś?
— Nie sądzę. Po prostu z wiekiem inaczej się patrzy na te rzeczy. Kiedy byłem młodszy, było inaczej. Teraz świat się zmienia – ludzie potrzebują relacji, rozmów. Wczoraj siedzieliśmy z Bentancurem i Porro na trawie, po prostu gadaliśmy. Świetni ludzie, nie tylko świetni piłkarze. Lubię słuchać ich opinii. To część procesu.

Powrót do Sona – czy planujecie więcej minut w piątek?
— Tak. Zagrał 25–30 minut w niedzielę, jeśli dobrze przepracuje tydzień, to w piątek może zagrać dłużej. Pracował bardzo ciężko z zespołem medycznym, kontuzja była specyficzna – nie było jasnego terminu powrotu. Ale wygląda dobrze i mamy nadzieję, że teraz tylko pójdzie do przodu.

Czy Son i Davies mogą wykorzystać swoje doświadczenia z finału Ligi Mistrzów w 2019 roku?
— Oni wiedzą, jak rzadko zdarzają się takie okazje. Ostatni finał – sześć lat temu. Nie możesz zakładać, że kolejna szansa przyjdzie za rok. To bardzo dobre punkty odniesienia dla reszty zespołu.

Czy Tottenham to najtrudniejsze „przełamywanie cyklu” w Twojej karierze?
— Trudno powiedzieć, ale ten rok zdecydowanie sprawił, że tak to się odczuwa. Wydarzyło się mnóstwo rzeczy, na które nie miałem wpływu. Skala ligi, skala oczekiwań – to wszystko podnosi poprzeczkę. W innych klubach te bariery były mniejsze. Ale wiedziałem, że to będzie wyzwanie. I teraz mamy szansę, by to wykorzystać.

Czy to głównie bariera mentalna?
— Częściowo, ale nie tylko. Przecież musiałem zmienić niemal wszystko – styl gry, kadrę. Nie przejąłem zespołu, który był trzeci w lidze. Rok wcześniej Tottenham był ósmy. Nie graliśmy w Europie. To nie był „ostatni krok” – to była totalna przebudowa. Dużo młodych graczy, nowe podejście, myślenie przyszłościowe. I to teraz nas kosztuje, bo nie mamy wystarczająco szerokiej kadry. Ale wiedziałem, że na końcu wszystko będzie się sprowadzać do jednego pytania: czy coś wygrałeś?

Źródło: oficjalna

0 komentarzy ODŚWIEŻ

ankieta

Na którym miejscu w tabeli Tottenham zakończy sezon Premier League 2025/2026?
1 33.33%
2-3 0%
4-6 0%
7-10 0%
11-20 66.67%
3 oddane głosy
archiwum ankiet

kontuzje

Użytkownicy online: Gości online: 8 Zarejestrowanych użytkowników: 5255 Ostatnio zarejestrowany: maciek_1984

Zaloguj się

Zapamiętaj mnie Zapomniałeś hasło?

Zarejestruj się