Trzeba to sobie powiedzieć wprost – jeśli mecz z Aston Villą miał dać choćby cień nadziei, że Tottenham potrafi jeszcze wyglądać jak drużyna Premier League z aspiracjami, to dostaliśmy brutalne potwierdzenie tego, co wiemy od miesięcy. Nie potrafi. Kolejna porażka, kolejna zapaść, kolejny wieczór, który zostawia fanów Spurs z poczuciem bezradności.
Aston Villa wygrała 2:0 i nawet przez chwilę nie wyglądała na zespół, który miałby się obawiać tego, co Tottenham ma do zaoferowania. Bo prawda jest taka, że Spurs nie zaoferowali praktycznie nic. Może poza jednym powrotem i kilkoma zmartwieniami więcej.
Emery świętuje setkę, Spurs nabijają kolejną statystykę wstydu
Podopieczni Unaia Emery’ego zrobili dokładnie to, co trzeba – spokojnie przeczekali nieskuteczną pierwszą połowę, a potem włączyli wyższy bieg. Gole Ezriego Konsy i Boubacara Kamary załatwiły sprawę. Villa miała plan, miała rytm, miała piłkę i – co najważniejsze – miała jakość. Tottenham? Jak zwykle w takich meczach – rozbity, chaotyczny, bez jakiegokolwiek pomysłu.
To była 21. porażka Spurs w tym sezonie ligowym, co jest wynikiem na poziomie lat 90. – dosłownie. Ostatni raz podobnie źle wyglądało to w kampanii 1991/92. Ktokolwiek wtedy grał na Sega Mega Drive, pamięta, że czasy były inne. Dziś Tottenham miał być klubem na nowej arenie, z wielkimi ambicjami. Tymczasem… kończy sezon w tabeli dolnej części, odliczając dni do finału Ligi Europy jak do ostatniej deski ratunku.
Son wrócił, ale nie było z czego strzelać
Dobre wieści? Wrócił Son Heung-min. Po miesięcznej przerwie znów pojawił się na boisku, choć jego wpływ był bardziej symboliczny niż rzeczywisty. Jedna szansa, jedna zmarnowana okazja, kilka prób w stylu „może się uda”. Ale nawet Son – kapitan i lider – nie był w stanie rozruszać tej drużyny.
Cokolwiek próbował zrobić Wilson Odobert, kończyło się albo zablokowaniem, albo interwencją Martineza. Po drugiej stronie – Antonin Kinsky, który mimo dwóch wpuszczonych bramek zasługuje na słowa uznania. Gdyby nie on, mogło być naprawdę źle.
A na deser? Kontuzja Pape’a Sarra, który z grymasem bólu opuszczał boisko. Jakby mało było problemów, kolejne nazwisko trafia na listę urazów.
Przed Tottenhamem ostatnia szansa
Tottenham kończy sezon ligowy tam, gdzie nigdy nie powinien się znaleźć – czwarte miejsce od końca. Tak, to nie pomyłka. Trzy zespoły są niżej. W tej wersji Premier League to już nie dramat – to groteska.
Ale jest jeszcze jeden mecz. Jeden wieczór, który może zmienić narrację. Finał Ligi Europy z Manchesterem United, który odbędzie się w środę, 21 maja. Wygrana może uratować sezon. Przegrana… sprawi, że 2024/25 zapisze się w historii jako najciemniejszy rozdział ostatnich dekad.
Niektórzy kibice mają jeszcze nadzieję. Inni – modlą się, by to już się skończyło.
0 komentarzy ODŚWIEŻ