Dwa lata. Jeden puchar. Jeden koniec. Tottenham niespodziewanie rozstał się z Ange Postecoglou, zaledwie 16 dni po tym, jak australijski szkoleniowiec sięgnął po pierwsze od 17 lat trofeum dla klubu – wygraną 1:0 z Manchesterem United w finale Ligi Europy w Bilbao.
Choć triumf w Europie był spełnieniem obietnicy i największym sukcesem Spurs od 2008 roku, to nie zdołał zamaskować brutalnej rzeczywistości – dramatycznego sezonu ligowego zakończonego na 17. miejscu w tabeli Premier League, z aż 22 porażkami na koncie.
Od triumfu do rozstania
Gdy kibice wiwatowali na paradzie zwycięstwa, Postecoglou rzucał hasło „trzeci sezon będzie lepszy niż drugi”. Niestety, nie będzie mu dane go rozpocząć. Dwa lata po ogłoszeniu jego przejścia z Celticu, Tottenham zdecydował się zamknąć ten rozdział.
W oficjalnym oświadczeniu klub podziękował 59-letniemu trenerowi za „jeden z największych momentów w historii klubu”, ale zaznaczył, że „emocje nie mogą przesłonić potrzeby zmian po dogłębnej analizie wyników”.
Europa – jedyny jasny punkt
Postecoglou objął stery po odejściu Harry’ego Kane’a i od razu tchnął w zespół ofensywną tożsamość. Początek był imponujący – trzy tytuły menedżera miesiąca z rzędu, 26 punktów w 10 pierwszych kolejkach sezonu 2023/24. Ale po tym przyszła lawina problemów: kontuzje, chaos taktyczny i seria rozczarowujących wyników.
Bilans? 101 meczów, 47 zwycięstw, 15 remisów, 39 porażek – skuteczność wygranych na poziomie 46,5%. Spurs zdobyli 64 bramki w ostatnim sezonie, tyle co Chelsea, ale stracili aż 65 – gorsi byli tylko spadkowicze i Wolverhampton.
W lidze od listopada 2023 do końca sezonu zdobyli tylko 78 punktów w 66 meczach – szesnasty wynik w Premier League. Do tego rozczarowujący półfinał Pucharu Ligi zakończony porażką 0:4 na Anfield.
Styl ponad wszystko
Ange nigdy nie odszedł od swojej filozofii. Nawet gdy tracił kontrolę nad wynikami, twardo trzymał się ofensywnego stylu. Bronił się przed krytyką, czasem w zbyt bezpośredni sposób – jak wtedy, gdy po remisie z Rangersami w LE skrytykował Timo Wernera za „niedopuszczalny” występ.
W pożegnalnym oświadczeniu nie brakowało dumy i wdzięczności. – „Ta noc w Bilbao była kulminacją dwóch lat ciężkiej pracy i wiary w sen” – napisał. – „Zbudowaliśmy fundamenty, które nie pozwolą czekać kolejne 17 lat na sukces”.
Zawodników nazwał „legendami klubu”, kibiców „życiem tego miejsca”, a sztab – „błyskotliwymi ludźmi”. Mimo burz, jak sam podkreślił, czuł ich wsparcie.
Kto następny?
Lista potencjalnych następców jest długa: Thomas Frank z Brentfordu, Andoni Iraola z Bournemouth, Marco Silva z Fulham, Oliver Glasner z Crystal Palace i... Mauricio Pochettino, obecnie selekcjoner reprezentacji USA.
Choć oficjalna decyzja wciąż nie zapadła, Tottenham nie ukrywa, że szuka „najlepszej drogi do sukcesów w kolejnych sezonach”. Klub zaznaczył, że nie była to łatwa decyzja – ale „konieczna”.
„Big Ange” w pamięci
W mediach społecznościowych posypały się pożegnania. Pedro Porro: „Dziękuję za wszystko, szefie. Dałeś nam jeden z największych momentów w historii klubu”. Richarlison: „Big Ange zawsze zdobywa trofea w drugim sezonie. Zapisaliśmy się w historii!”.
Eksperci? Zaskoczeni. Chris Sutton: „To szaleństwo. Zdobyć trofeum i wylecieć? Taki jest dziś futbol”. Alan Shearer na X: „Cóż za głupia gra!”
Decyzja Tottenhamu to dowód na brutalność realiów Premier League. Dla jednych – chłodna kalkulacja. Dla innych – zdrada wobec człowieka, który przywrócił kibicom marzenia. Jedno jest pewne – nazwisko Ange Postecoglou już na zawsze zostanie zapisane złotymi zgłoskami w historii Spurs.
0 komentarzy ODŚWIEŻ