Tottenham w pierwszej połowie miał Manchester City na wyciągnięcie ręki. Gdybyśmy strzelili gola na 2:0, druga połowa przyniosłaby z pewnością zdecydowanie mniej emocji. Nasi zawodnicy jakby uparli się, że jak już wygrywają to 1:0, przez co mogli zostać solidnie skarceni. Na całe szczęście w 86 minucie sędzia Mark Helsey podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Robbie Keane, zapewniając nam kolejne 3 punkty. 8 miejsce jest już praktycznie pewne. W ostatniej kolejce walczymy o puchary!
Skład gospodarzy delikatnie różnił się od tego, który wyszedł na murawę Goodison Park tydzień wcześniej. Do zespołu powrócił Benoit Assou-Ekotto, którego miejsce w meczu przeciwko Evertonowi zajął Gareth Bale. W pierwszej jedenastce wybiegł również Roman Pavlyuchenko, którego partnerem w ataku miał być Defoe. Największym zaskoczeniem była jednak obecność na boisku Robbie'ego Keane, który tym razem biegać miał po lewej stronie pomocy. Na prawą flankę częściej wędrował Luka Modric. I trzeba przyznać, że takie ustawienie nawet nieźle funkcjonowało, lecz tylko do przerwy. Brak Lennona tym razem nie był aż tak widoczny, choć zastanawiająca jest nieobecność w podstawowym składzie Davida Bentley'a, który powinien być naturalnym zmiennikiem Aarona. Czyżby Anglik, który przyszedł do nas przed obecnym sezonem z Blackburn po zaledwie jednym sezonie gry miał się żegnać z White Hart Lane?
W Manchesterze natomiast największym osłabieniem był brak ich najlepszego zawodnika, Brazylijczyka Robinho. Po dzisiejszym meczu do głowy przychodzi mi tylko jedno zdanie - City bez Robinho traci połowę swoich ofensywnych walorów. Gra do przodu Manchesteru, gdy na boisku nie ma Brazylijczyka ewidentnie szwankuje. Szejkowie w letnim okienku transferowym będą musieli wyjąć miliony z sejfów i kupować, bo City bez największej gwiazdy gra po prostu słabo. Brakuje im polotu, który jest znakiem firmowym zawodnika grającego z numerem 10 na jasnoniebieskiej koszulce.
Tottenham na prowadzenie wyszedł już w 2. minucie gry. Niestety, sędzia słusznie bramki nie uznał, gdyż strzelający Jermain Defoe w momencie podania od Luki Modricia stał na pozycji spalonej.
Następną groźną sytuację w 4 minucie miał znów Defoe, który po zamieszaniu w polu karnym strzelał z około 15 metrów, jednak jego uderzenie na rzut rożny wybił bramkarz gości, Shay Given. Strzał Woodgate'a po dośrodkowaniu piłki z rzutu rożnego był natomiast bardzo niecelny.
W 15 minucie do strzału ładnie złożył się Pavlyuchenko, jednak i tym razem obronną ręką z sytuacji wyszedł bramkarz Citizens.
4 minuty później po raz kolejny Given wybawił Manchester z opresji. Do dośrodkowanej z rzutu rożnego piłki najwyżej wyskoczył Ledley King, lecz jego uderzenie instynktownie wybił irlandzki bramkarz.
Pierwszą groźną sytuację goście stworzyli sobie dopiero po dwudziestu minutach gry. Szybką kontrę Caicedo strzałem zakończył Martin Petrov, jednak uderzenie Bułgara było zbyt lekkie i Gomes nie miał problemów z interwencją, pewnie chwytając futbolówkę.
W 29 minucie w końcu nasze starania zostały ukoronowane golem. Do tego momentu zdecydowanie górowaliśmy nad City, jednak brakowało nam celnego trafienia. Na szczęście mamy w swoim składzie zawodnika, który potrafi znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Ten gracz nazywa się Jermain Defoe. To właśnie on, po dośrodkowaniu Toma Huddlestone'a pięknym uderzeniem piętą z siedmiu metrów otworzył wynik spotkania.
Po chwili mogliśmy prowadzić już różnicą dwóch bramek, lecz będący w dobrej sytuacji Keane raczej nie spodziewał się, że piłka trafi właśnie do niego. Futbolówka odbiła się od jego nogi i minęła słupek bramki City.
W 45 minucie w groźnie wyglądającej sytuacji kontuzji doznał sędzia boczny, którym jednak szybko zajął się sztab lekarski Tottenhamu, a sam arbiter po chwili wrócił do "gry". W drugiej połowie jego miejsce zajął jednak sędzia techniczny.
Pod koniec pierwszej połowy na strzał z odległości zdecydował się jeszcze Huddlestone, lecz zabrakło mu trochę precyzji, bo siły było aż nadto. Do przerwy prowadziliśmy więc 1:0, będąc drużyną ewidentnie lepszą niż goście. City ograniczało swoją grę do prób przerzucenia piłki nad naszą obroną, co najczęściej kończyło się stratą.
Drugą połowę rozpoczęła strasznie nerwowa i szarpana gra z obu stron. Manchesterowi zależało na jak najszybszym wyrównaniu, lecz brakowało im odpowiednich wyrobników, by ten cel osiągnąć. Tottenham natomiast dał się zepchnąć do defensywy, co pozwoliło gościom mocniej naciskać na naszą bramkę.
W 57 minucie na pierwszy groźny strzał po przerwie zdecydowały się "Koguty", lecz Jermaine Jenas uderzył futbolówkę strasznie niedokładnie, zaprzepaszczając dobrą sytuację.
W 63 minucie na bramkę po zamieszaniu w polu karnym strzelał Dunne, lecz piłka minęła poprzeczkę naszej bramki o dobre kilka metrów.
W 65 minucie Manchester dopiął jednak swego. Do zagranej przez Benjaniego piłki na 11 metrze doskoczył Bojinov, który niezłym strzałem pokonał Gomesa. Tottenham w drugiej połowie zupełnie nie przypominał tego z pierwszej. Gospodarze grali gorzej niż City, czego efektem właśnie stracona przez nich bramka. Mark Hughes dokonał dobrych zmian, bo przecież gol dla Manchesteru padł po akcji zawodników wprowadzonych w drugiej połowie. Gracze Tottenhamu najwyraźniej sądzili, że wystarczy wyjść na drugą połowę, a korzystny wynik jakoś utrzyma się do końca spotkania. Gol był swego rodzaju otrzeźwiającym prysznicem sprawiającym, że "Koguty" i po zmianie stron zaczęły atakować bramkę City.
W 73 minucie znakomitą sytuację miał Pavlyuchenko, który znalazł się sam na sam z bramkarzem, jednak uderzył bardzo niecelnie. Na całe szczęście dla niego, znajdował się w momencie podania na pozycji spalonej, gdyż takie akcje wykorzystywać po prostu trzeba.
Chwilę później na murawie zameldował się tak długo nieoglądany przez nas Fraizer Campbell zmieniający właśnie Romana Pavlyuchenkę. Harry Redknapp po raz pierwszy od dłuższego czasu wykorzystał wszystkie trzy zmiany, co jest informacją wartą odnotowania. Tym razem z tego powodu nie możemy wieszać na nim psów.
W 83 minucie niezłą sytuację stworzył sobie Modric, ale jego uderzenie minęło słupek bramki strzeżonej przez Givena.
W 85 minucie faulowany w polu karnym przez Richardsa był Campbell, a rzut karny na bramkę zamienił Robbie Keane. White Hart Lane znowu mogło eksplodować z radości. Tottenham po raz drugi w dzisiejszym meczu wyszedł na prowadzenie.
City ruszyło więc do przodu. Znakomitą szansę na wyrównanie w 89 minucie dostał Benjani, który stojąc kilka metrów przed bramką przeniósł piłkę strzałem głową nad poprzeczką bramki Spurs.
W doliczonym czasie gry Tottenham zaatakował raz jeszcze, chcąc przypieczętować zwycięstwo, lecz strzał Defoe dosłownie o milimetry minął słupek bramki Givena.
Do końca meczu wynik się nie zmienił. Co prawda swój mecz wygrało również Fulham i tylko zwycięstwo na Anfield przy jednoczesnej porażce The Cottagers w ostatniej kolejce da nam szansę gry w Lidze Europejskiej, jednak do końca mamy o co grać. I to jest najważniejsze.
Składy:
Tottenham: Gomes,- Corluka, Assou-Ekotto, King, Woodgate (46' Hutton),- Jenas (67' Zokora), Huddlestone, Modric, Keane,- Pavlyuchenko (75' Campbell), Defoe
Rezerwowi: Cudicini, Hutton, Chimbonda, Bale, Zokora, Bentley, Campbell
City: Given,- Richards, Onuoha, Dunne, Bridge,- Kompany, De Jong, Elano (31' Zabaleta), Ireland, Petrov (61' Bojinov),- Caicedo (61' Benjani)
Rezerwowi: Hart, Zabaleta, Fernandes, Glauber, Bojinov, Benjani, Sturridge
Żółte kartki:
Manchester: 42' Zabaleta.
Gole:
1:0 - 29' Defoe
1:1 - 65' Bojinov
2:1 - 86' Keane (karny)
Sędzia: Mark Halsey
36 komentarzy ODŚWIEŻ