Jeszcze nie tak dawno uznawany był za jeden z największych, światowych talentów. Do pierwszej drużyny Barcelony przebijał się mniej więcej w tym samym czasie, co Leo Messi, lecz w ekipie Blaugrany nie udało mu się zrobić oszałamiającej kariery. W sezonie 2007/2008 w zespole z Katalonii rozegrał jednak aż 28 meczów (fakt, większość jako zmiennik), 3 razy pokonując bramkarza rywali. Piłkarski świat zdawał się być u jego stóp...
W samej Barcelonie przebywał od 2002 roku, kiedy w wieku 13 lat trafił tam z meksykańskiego Monterrey. Po raptem jednym sezonie gry, Frank Rijkaard, postanowił mu, dość nieoczekiwanie, powiedzieć: "do widzenia". Giovani Dos Santos, bo o nim mowa, musiał pożegnać się ze słoneczną Katalonią. Jego piłkarska droga poprowadziła go do angielskiego Tottenhamu Hotspur, gdzie trafił pod skrzydła znającego realia Premiera Division trenera, Juande Ramosa. Do końca nie wiadomo, czy był to wybór Hiszpana, czy szalejącego na rynku transferowym ówczesnego dyrektora sportowego "Kogutów", Damiena Comolliego, lecz wszystko miało iść w jego piłkarskiej karierze ku lepszemu.
Dos Santos klasę pokazywał już w meczach przedsezonowych, gdzie był jedną z wyróżniających się postaci, strzelając gola za golem. Niestety dla niego, po fatalnym starcie rozgrywek dość szybko z posadą managera Spurs pożegnał się Ramos, a jego miejsce zajął Redknapp, który nie marnował czasu, by pokazać, że na tamtą chwilę nie widzi dla Gio miejsca w składzie, czy nawet na ławce rezerwowych. Dos Santos swojego pierwszego, oficjalnego gola w barwach Spurs strzelił dopiero 26 lutego, w pucharowym meczu przeciwko Szachtarowi Donieck. I był to jego jak na razie jedyny gol w koszulce z kogutem na piersi.
Kilka dni później, Redknapp, wypożyczył młodego Meksykanina do drugoligowego Ipswich. W barwach "The Tractor Boys" Gio rozegrał 8 meczów, strzelając przy tym 4 bramki, mając nadzieję, że dobra forma pozwoli mu szybko wrócić do Londynu. W tym momencie pojawia się jednak kolejne "niestety". Plany Dos Santosa skomplikował letni okres przygotowaczy, który Gio w całości spędził na zgrupowaniu reprezentacji Meksyku, grającej w rozgrywkach Gold Cup strefy Concacaf. Redknapp na początku sezonu nie wiedział więc zupełnie jak przygotowany jest jego podopieczny, stąd brak Dos Santosa w meczowym składzie. Kiedy jednak ostatnio pojawił się na ławce rezerwowych można było zacząć snuć przypuszczenia, że już za chwilę wybiegnie na boisko w podstawowej jedenastce. Przecież według wielu na to właśnie zasłużył.
Pech jednych, jest zazwyczaj szczęściem dla drugich. Kontuzja jaką w meczu przeciwko Birmingham odniósł Luka Modric przez moment powodowała, że to właśnie Dos Santos stawał się jednym z najpoważniejszych kandytatów do gry na lewej strony pomocy Spurs. Kiedy jednak do Tottenhamu dołączył Niko Kranjcar rola Dos Santosa znowu zmalała, a sam Meksykanin ma coraz mniejsze szanse na zaistnienie w Tottenhamie. Zwyczajnie, Redknapp, choćby nie wiem jak się trudził, nie ma go po prostu gdzie wstawić, bo nie chce pozbyć się z podstawowej jedenastki Toma Huddlestone'a, a to jedyna możliwość, by Dos Santos do kadry Spurs powrócił. Wtedy do środka boiska zszedłby Kranjcar, a Gio mógłby spokojnie występować na lewej stronie pomocy.
White Hart Lane okazuje się bardzo niegościnnym miejscem dla piłkarskich talentów. Ile razy pluliśmy sobie w brodę, gdy odchodzący od nas młody zawodnik, w swoim następnym klubie zaczynał odgrywać główną rolę, podczas gdy nasi trenerzy często nie widzieli w nim nawet rezerwowego? Teraz tą drogą zdaje się podążać Dos Santos; piłkarz o niewątpliwie wielkich umiejętnościach, lecz jakby zupełnie nie pasujący do koncepcji gry Spurs. Bo to taki niby napastnik, niby lewoskrzydłowy, niby zawieszony między atakiem a drugą linią pomocnik. W ataku Tottenhamu grać z pewnością nie będzie. Tam poza konkurencją wydają się być Crouch, Defoe, Keane i pozostawiony nieco w cieniu tej trójki Pavlyuchenko. Występy na lewej pomocy też mu raczej nie grożą. Kiedy kontuzjowany jest Modric, jego miejsce zajmie pewnie Kranjcar (nie po to go Redknapp sprowadzał, by teraz posadzić Chorwata na ławie). Rolę cofniętego napastnika, czy nawet rozgrywającego w Tottenhamie pełnić pewnie będzie Robbie Keane, który zdecydowanie częściej niż Gio Dos Santos cofnie się do środka boiska, by tam powalczyć o piłkę. Meksykanin na tak wielkiego walczaka nie wygląda, choć (jak pokazują mecze reprezentacji) jest ostatnio strzelecko w wyborowej formie.
Co więc będzie z Gio? W zasadzie rysują się przed nim trzy scenariusze:
1. albo faktycznie udowodni Redknappowi na treningach, że warto w końcu dać mu szansę, albo...
2. będzie w dalszym ciągu siedział na ławce, licząc na kolejny cud, lub następne wypożyczenie do słabszego klubu, lub...
3. odejdzie ze Spurs już w zimowym okienku transferowym.
Opcje 2 i 3 wydają się równie prawdopodobne. Jakoś nie wyobrażam sobie, że nagle Redknapp postanawia wystawić w pierwszej jedenastce Dos Santosa kosztem Kranjcara, Huddlestone'a, Jenasa czy w późniejszym czasie Modricia. Z powodzeniem mógłby to robić już w poprzednim sezonie. Tottenham nie gra tym razem w europejskich pucharach, więc jedyną szansą zaistnienia dla Dos Santosa są rozgrywki Carling Cup i (być może) Pucharu Anglii. Tylko od niego samego zależy, czy te kilka (góra kilkanaście) meczów w sezonie mu wystarczy. Jeśli nie, prawdopodobnie już w styczniu pożegna się z White Hart Lane. A nam pozostanie biadolić, że znowu nie wykorzystaliśmy potencjału wielkiego talentu, który swego czasu mógł poprowadzić Spurs ku sukcesom...
13 komentarzy ODŚWIEŻ