Nie wiem czy wiecie, ale naprawdę fajnie jest móc znowu oglądać rozkładającego szeroko ramiona w geście trymufu Robbie'ego Keane'a. Kibice na White Hart Lane z pewnością liczą, że jeden z ich ulubieńców powróci w końcu do formy, jaką straszył obrońców jeszcze dwa sezony temu (tuż przed odejściem do Liverpoolu). Cztery bramki w meczu przeciwko Burnley wiosny jeszcze nie czynią, przecież poprzednie dwa ligowe spotkanie Keano nie wyszły kompletnie, lecz sam fakt ustrzelenie w jednym meczu Premier League aż tylu goli, jest godny podziwu. A zarazem staje się przyczynkiem do zastanowienia nad formą napastników Spurs w obecnym sezonie.
Przed rozpoczęciem rozgrywek dużo dyskutowało się na temat tego, jacy piłkarze do Tottenhamu dołączą. Angielskie gazety dosyć często łączyły nazwisko Klaasa-Jana Huntelaara w kontekście dołączenia do ekipy "Kogutów". Z transferu nic nie wyszło, Holender trafił w końcu do włoskiego AC Milan, a Londyńczycy podpisali umowę z angielskim wieżowcem, Peterem Crouchem, sprowadzonym z, aktualnie najgorszego klubu Premiership, Portsmouth, które jest na najlepszej drodze do spadku. Być może Crouch nie działa na wyobraźnię kibiców tak mocno jak Huntelaar. Jego nazwisko nie przemawia do skupionych na ogólnoświatowym futbolu ludzi, lecz mimo to gdzieś w głębi serca wierzyłem, że ściągnięcie tego piłkarza będzie dobrym posunięciem Harry'ego Redknappa. Jak pokazuje początek sezonu miałem rację.
Inni postulowali natomiast za dołączeniem do "Kogutów" innego, troszkę straszego już Holendra, lecz także piłkarza Realu Madryt: Ruuda Van Nisterlooya. Na całe szczęście do tego transferu nie doszło. Van Nisterlooy w "Królewskich" prawie nie występuje, a jeśli już wchodzi (i nawet strzela bramkę), to i tak odnosi kontuzję. Niestety, być może nadszedł już czas dla tego wielkiego niewątpliwie piłkarza, by poważnie zastanowić się nad końcem sportowej kariery. Co prawda, ciepłe miejsce na ławce rezerwowych Realu i miliony sypiące się na konto są nad wyraz interesujące, jednak chyba nie warto już tak mocno szargać swojej legendy grając w spotkaniach rezerw "Galacticos".
Dużo dyskutowało się na temat odejścia z Tottenhamu Romana Pavlyuchenki. Ostatecznie Rosjanin dalej występuje w barwach Spurs, lecz nie jest asem w talii Redknappa, a co najwyżej dziesiątką pik. Na domiar złego Pavlyuchenko jest aktualnie kontuzjowany, więc nie ma nawet jak zaprezentować swojej formy trenerowi "Kogutów". A szkoda, bo meczem, w którym mógł przecież dostać szansę był pojedynek Curling Cup przeciwko Preston North End, wygrany przez Spurs aż 5:1. Niestety, Pavlyuchenko w tym spotkaniu nie wystąpił, więc formą błysnął Crouch, aż trzykrotnie pokonując bramkarza "The Invincibles". Po golu dołożyli również Jermain Defoe i Robbie Keane. Sam Pavlyuchenko w obecnym sezonie, kiedy był jeszcze zdrowy, grywał ogony. Redknapp zazwyczaj wpuszczał Rosjanina na ostatnie minuty. Najlepszym dowodem niechęci managera Spurs do Pavlyuchenki, jest fakt rozegrania przez niego raptem 3 spotkań w obecnym sezonie, z czego tylko jedno (pucharowe, przeciwko Doncaster) rozpoczął w podstawowej jedenastce. Z tego jasno wynika, że w Redknappowej hierarchii, Pavluchenko jest napastnikiem numer 4, z małymi szansami, by swoją pozycję poprawić. Przynajmniej na razie.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja Petera Croucha. Mimo, że i on bardzo często ląduje na ławce rezerwowych, nie wychodząc w pierwszym składzie, to i tak, jeśli już na boisku się pojawi, jest tą cząstką, która odmienia taktykę Spurs. Do tej pory nastawieni głównie na szybką grę po ziemi piłkarze Tottenhamu, zaczynają wariować z wrzutkami piłek na rosłego Croucha, które ma je zgrywać do, najczęściej, Defoe. Peter w obecnej formie coraz mocniej ociera się o wyjściową jedenastkę, w sześciu ligowych meczach zdobywając co prawda tylko jedną bramkę, jednak aż czterokrotnie pokonując bramkarza rywali w pucharze (Tottenham rozegrał tam dwa spotkania).
Podstawową linią ataku Tottenhamu pod rządami Redknappa jest więc zestawienie: Robbie Keane - Jermain Defoe. Ten drugi zaliczył naprawdę wspaniały początek sezonu, prowadząc Spurs do wygranej w pierwszych czterech, ligowych kolejkach. Defoe na dzień dzisiejszy to pewniak. Piłkarz, którego praktycznie nikt i nic z podstawowego składu nie jest w stanie wygryźć. Nawet Pavlyuchenko strzelający na treningach kilka razy więcej bramek niż Jermain. Reprezentant Anglii jest zwyczajnie nie do ruszenia. A aktualnie zagraża chyba wszystkim bramkarzom na świecie.
Drugim napastnikiem, jest dość mocno krytykowany ostatnio, Robbie Keane. Często podnosiły się głosy, że Irlandczyk jest bez formy, a jego obecność w pierwszym składzie zupełnie bezcelowa. I faktycznie, długimi fragmentami meczów z Chelsea czy Manchesterem United Keane udowadniał, że nie czuje się najlepiej na lewym skrzydle, lecz wystarczyło mu ledwie jedno spotkanie, by w ilości bramek dogonić Jermaina Defoe. Bo otóż, jak chyba wszyscy już słyszeli, Keane aż czterokrotnie pokonał wczoraj bramkarza Burnley, Briana Jensena, i w siedmiu rozegranych przez niego ligowych spotkaniach ma już na koncie pięć trafień. Oczywiście, wszyscy byliby bardziej zadowoleni, gdyby Keane strzelał choć jedną bramkę w każdym ze spotkań, ale cztery gole krytykują chyba tylko maruderzy.
Czy zwiastuje to nam nadejście wielkiej formy Robbie'ego Keane'a? Nie wiem, i chyba bardziej skłaniałbym się do odpowiedzi, że jednak jeszcze nie. Irlandczyk musi kiedyś zaskoczyć, a stara forma powróci, lecz faktycznie jedna jaskółka wiosny nie czyni. Keane, mimo naprawdę fajnego spotkania w pozostałych sześciu częściej zawodził, niż zaskakiwał dobrą formą. Jeśli natomiast Robbie w następnych meczach pokaże, że nie był to raptem jednorazowy wyskok, a faktycznie powrót w wielkim stylu, będę niezwykle zadowolony. Bo Keane w formie, jest Keane'em nie do zatrzymania, o czym już niejednokrotnie mogliśmy się przekonać.
Redknapp ma więc twardy orzech do zgryzienia. W kadrze posiada napastników, którzy potrafią swoimi bramkami zapewniać zespołowi trzy punkty w każdym kolejnym meczu. Tylko od niego natomiast zależy jak para napastników będzie wyglądać. A dla mnie nie liczy się to, kto gra. Dla kibica najważniejsze są zwycięstwa wywołujące uśmiech na twarzy. Szczególnie tak wysokie jak to nad Burnley.
3 komentarze ODŚWIEŻ