To było chyba jedno z najbardziej emocjonujących spotkań Tottenhamu w tym sezonie. Do przerwy pewne prowadzenie dwiema bramkami za bardzo wyluzowało graczy Spurs, którzy po przerwie zupełnie nie przypominali tych z pierwszej połowy. Portsmouth grając jeszcze z przewagą jednego zawodnika, po tym jak plac gry opuścił Defoe nie udało się już doprowadzić do wyrównania. Tottenham spotkanie wygrał, choć mało kogo zdziwiłaby chyba porażka w dzisiejszym meczu. A szczególnie już tych, którzy oglądali tylko drugą połowę.
Spotkanie przeciwko Portsmouth można określić mianem meczu powrotów. Na Fratton Park już w barwach Tottenhamu wrócili zawodnicy, którzy jeszcze nie tak dawno stanowili o sile "The Pompeys", czyli: Jermain Defoe, Niko Kranjcar i Peter Crouch. Z drugiej jednak strony i w szeregach gospodarzy dało się znaleźć zawodników z "kogucią" przeszłością. W koszulce Tottenhamu jeszcze nie tak dawno biegali przecież Youness Kaboul i Kevin-Prince Boateng, a dodatkowo przecież barw Portsmouth broni także Jamie O'Hara, który dzisiaj nie wybiegł na boisko. Najwięcej emocji wzbudzał jednak powrót na ławkę trenerską Harry'ego Redknappa. O managerze Tottenhamu w ostatnim czasie mówiło się sporo, w kontekście jego powrotu do "The Pompeys". Redknapp wszystkie te plotki dementował, co nie zmienia faktu, że to właśnie z nim w roli trenera, Portsmouth odnosiło największe sukcesy. Teraz, już jako manager Tottenhamu, Harry marzy o zawojowaniu Premier League z ekipą "Kogutów".
Już w 9 minucie dogodną okazję do pokonania Davida Jamesa zaprzepaścił Jermain Defoe. Wspaniałym, prostopadłym podaniem na wolne pole popisał się Tom Huddlestone, jednak strzelający w krótki róg bramki Portsmouth napastnik gości, trafił jedynie w słupek. Odpowiedź gospodarzy była bardzo szybka, a pudło Aruny Dindane spektakularne. Z pewnością będzie to jedna z tych sytuacji, które powinny kandydować do miana pudła całego sezonu. Wszystko zaczęło się od błędu Vedrana Corluki na prawej stronie, który dał się łatwo ograć Smithowi. Anglik popędził z piłką w stronę pola karnego, wrzucił futbolówkę do niepilnowanego Dindane, a reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej będąc 5 metrów przed bramką Gomesa, tylko sobie znanym sposobem, w stylu kopacza z rugby, przeniósł piłkę wysoko nad poprzeczką. To, jakim cudem Arunie udało się nie trafić do bramki, zostanie pytaniem, na które długo nikt nie znajdzie odpowiedzi.
W 24 minucie nieziemską interwencją po uderzeniu Kaboula z rzutu wolnego popisał się Gomes, intuicyjnie przerzucając futbolówkę nad poprzeczką ratując Tottenham przed utratą bramki. Gwoli ścisłości stały fragment gry został praktycznie sprokurowany przez złe wybicie piłki przez Gomesa, która trafiła pod nogi Boatenga, a ten sprytnie wymusił faul 25 metrów przed bramką Spurs.
W 29 minucie za sprawą Ledleya Kinga, Tottenham wyszedł na prowadzenie. Piłkę z rzutu rożnego dośrodkował Niko Kranjcar, David James niczym oszołomiony pobiegał trochę we własnym polu karnym, a do futbolówki najwyżej wyskoczył King właśnie, uderzeniem głową kierując piłkę do praktycznie pustej bramki, radując tym samym kibiców "Kogutów", którzy jak zwykle bardzo głośno dopingowali swoją drużynę.
Pod koniec pierwszej połowy wyraźną przewagę zyskali zawodnicy Spurs, jednak dopiero w 45 minucie po raz drugi udało im się pokonać Jamesa. Szybko wykonany rzut wolny między Corluką a Jenasem, piłka trafiła pod nogi Huddlestone'a, który oddał ją z powrotem do JJ'a, a ten znalazł w polu karnym Jermaina Defoe, któremu nie pozostało już nic innego, jak czubkiem buta skierować futbolówkę do siatki.
Po przerwie zdecydowanie groźniejszą drużyną było Portsmouth, które zepchnęło Tottenham do defensywy, lecz nie potrafiło tak naprawdę uderzyć na bramkę Spurs. Do czasu... W 57 minucie ładnym lobem popisał się Tommy Smith, lecz jeszcze lepsza interwencja była udziałem Gomesa, który po raz kolejny uratował "Koguty" przed utratą bramki. Chwilę później Aruna Dindane udowodnił, że nie jest napastnikiem, który strzela bramki na zawołanie, marnując kolejną, 300-procentową sytuację. Stare porzekadło mówi jednak, że co się odwlecze to nie uciecze. I faktycznie, przewaga i dobra gra Portsmouth w końcu dała efekt w postaci bramki dla gospodarzy, a jej autorem został... niechciany w Tottenhamie Kevin-Prince Boateng, który mocnym strzałem z powietrza w krótki róg nie dał najmniejszych szans Gomesowi na skuteczną interwencję. Jakby tego było mało dosłownie kilkadziesiąt sekund później czerwoną kartką ukarany został Jermain Defoe, który głupio, bezmyślnie, idiotycznie (w takim wypadku można piętnować zachowanie zawodnika i nazywać rzeczy po imieniu) sfaulował zawodnika Portsmouth, po chamsku następując na jego nogę. Dwubramkowa przewaga i boiskowa sielanka dość szybko się skończyła, a Tottenham przez prawie pół godziny musiał radzić sobie bez jednego zawodnika. Tak właśnie w telegraficznym skrócie wygląda droga z piłkarskiego nieba do samego, futbolowego piekła.
W 68 minucie do wyrównania mógł doprowadzić Yebda, lecz jego mocne i precyzyjne uderzenie we wspaniałym stylu obronił Gomes udowadniając, że na linii jest niemal nie do pokonania.
W 83 minucie kolejną znakomitą sytuację stworzyło sobie Portsmouth, lecz tym razem dosłownie centymetrów szczęścia zabrakło gospodarzom, by zdobyć bramkę wyrównującą. Futbolówkę na pole karne dośrodkował Belhadj, najwyżej wyskoczył do niej Piquionne, jednak sam chyba dobrze nie wiedział czy strzelać, czy lepiej dograć jeszcze do lepiej ustawionego partnera i ze znakomitej sytuacji wyszło zero, czyli nic.
W doliczonym czasie gry wymarzoną wręcz sytuację do pokonania Jamesa miał Lennon, lecz nasz skrzydłowy nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy. Szkoda, bo w tym momencie emocje już by się skończyły, a tak trwały przez całe 5 minut, które Dowd do drugiej połowy dodał.
W 94 minucie po raz kolejny do kontry ruszył Aaron Lennon, lecz został podcięty przez Micheala Browna. Piłkarz Portsmouth chwilę wcześniej został już ukarany żółtym kartonikiem przez sędziego, więc w tym momencie Philowi Dowdowi nie pozostało nic innego, jak wyrzucić Browna z boiska. Na całe szczęście dla Tottenhamu, chwilę później arbiter mecz zakończył, i mimo fatalnej postawy w drugiej połowie, Spurs z Fratton Park wywozi 3 punkty. Punkty, swoją drogą, jak najbardziej niezasłużone...
Składy:
Tottenham: Gomes,- Corluka, Bassong, King, Assou-Ekotto,- Lennon, Huddlestone (86' Dawson), Jenas, Kranjcar (66' Palacios),- Keane (56' Crouch), Defoe
Ławka rezerwowych: Cudicini, Dawson, Hutton, Bentley, Palacios, Crouch, Pavlyuchenko
Portsmouth: James,- Finnan (90' Utaka), Kaboul, Wilson, Ben-Haim,- Yebda, Mokoena (78' Belhadj), Boateng, Brown,- Smith (64' Piquionne), Dindane
Ławka rezerwowych: Ashdown, Mullins, Piquionne, Williamson, Utaka, Webber, Belhadj
Żółte kartki:
Tottenham: Jenas 24', Palacios 89', Assou-Ekotto 90'
Portsmouth: Mokoena 50', Yebda 72', Brown 91', 94',
Czerwone kartki:
Tottenham: Defoe 60'
Portsmouth: Brown 94',
Sędzia: Phil Dowd
Widzów: 20.821
Bramki:
0:1 - King 29'
0:2 - Defoe 45'
1:2 - Boateng 58'
Statystyki:
Posiadanie piłki:
Portsmouth 46%:54% Tottenham
Strzały na bramkę:
Portsmouth 13:4 Tottenham
Strzały obok bramki:
Portsmouth 10:5 Tottenham
Faule:
Portsmouth 14:11 Tottenham
36 komentarzy ODŚWIEŻ