Los jest przewrotny w każdej dziedzinie życia. Rok temu z pocałowaniem ręki wzięlibyśmy Andre Villasa-Boasa jako menedżera naszej ekipy naiwnie wierząc, że dziennikarskie porównania z Jose Mourinho coś znaczą. W Chelsea uczeń nie przerósł mistrza, dostając wymówienie od londyńskiej grupy trzymającej władzę. Ostatecznie trafił na White Hart Lane, kto wie, może tylko po to, aby samemu sobie coś udowodnić. Chociaż groźni i skrzywdzeni menedżerowie często potrafią się mścić w sposób bardzo pożyteczny dla klubów, które im zaufały. Jak będzie w Tottenhamie?
Daleko idące rozważania o Portugalczyku na tym etapie większego sensu nie mają. I nie kieruję się tu tak oczywistymi względami, że Andresowi trzeba dać szansę, czas, pieniądze, kota (albo buldoga?) i zapas whisky. O nie, nie dam się w to wciągnąć drugi raz. Już kiedyś jeden z pożal się Boże redaktorów tej strony ubrał Redknappa w mundur pewnych dość znacznie „zasłużonych” dla świata służb. Niektórzy mówią, że to byłem ja, ale nie pamiętam. Dziś Redknappa ubrałbym w ciepłe kapcie, szlafrok i pobujałbym go na bujanym krześle, gdy ten będzie pykał sobie fajeczkę i przeglądał najnowszy numer The Sun. A nie! Przecież Harry ostatnio odkrył swój wrodzony talent do śmigania po sieci. No chyba że to była tylko głupia reklama, a ja naiwny dałem się w to wciągnąć. Gdyby Redknapp został selekcjonerem kadry, pewnie dorównałby Smudzie w ciekawych powołaniach, tylko zamiast Adamiakowej, byłaby Madam Adams.
Plusów zamiany Redknappa na AVB jest wiele. Wreszcie nasze narzeczone, matki, babcie czy córki nie będą mówiły, że „ten pan to już chyba za dużo wypił”. Elegancja, nowoczesność, kto wie – może menedżer na wiele lat. Patrząc na w miarę ekspresowe tempo wykurzenia z klubu Juande Ramosa (wiadomo, Chelsea nie dorównamy), Villas-Boas powinien mieć się na baczności. Chociaż kto ma teraz trzymać władzę w Tottenhamie? Praktycznie wszelkie osoby niepożądane pod tym względem z klubem już się pożegnały. Nie spodziewam się aktów destrukcyjnych ze strony Scotta Parkera, Garetha Bale’a, Brada Friedela, Rafaela Van der Vaarta czy Aarona Lennona.
Czy Redknapp zostawił portugalskiemu menedżerowi solidne podstawy, czy też razem z angielskim wyjadaczem wyjdą z klubu wszystkie nasze atuty? Patrząc na historię upadków klubów prowadzonych przez Redknappa można oblać się zimnym potem, ale spokojnie – w końcu Daniel Levy blokował tyle transferów i dzikich akcji naszego ex menedżera, praktycznie co tydzień ratując naszą skórę przed wynalazkami typu Stewart Downing, Kenwyne Jones czy Sebastien Bassong. A nie... czasem nawalał.
Jakie wnioski? Z Villasem-Boassem (jak się to pisze????) możemy zdobyć mistrzostwo, zająć drugie miejsce, trzecie, czwarte, może piąte. Spaść nie spadniemy, w drugiej dziesiątce też nie będziemy. Musimy się przyzwyczaić do faktu, że piąte miejsce jest już dla nas rozczarowaniem. Szóste albo siódme straconym sezonem. Jednak Portugalczyk nie przyszedł do Tottenhamu zajmować 10. miejsce. Jeśli wyciągnął odpowiednie wnioski z poprzedniej wizyty w Londynie, nasza Yids Army może zgotować przy White Hart Lane piekło każdej drużynie. Niestety rozsądek podpowiada, że będzie jak za Redknappa – radość, ale także zgrzytanie zębami. Wiele rzeczy się zmieni – w końcu menedżer będzie żył tym, co dzieje się na boisku, a nie wspominał wieczór przy kieliszku z Sir Alexem Fergusonem, nie będzie świętych krów, będą rotacje, zmiany, wyeliminowanie impotencji taktycznej. Praktycznie każdy sympatyk Tottenhamu marzył o menedżerze, który przede wszystkim wypełni te braki. Pytanie tylko, czy nie będzie to zamiana na zasadzie „tego brakowało, ten to ma, to tego biorę”. W końcu Redknapp miał wiele cech dodatnich, które wzniosły ten klub w ostatnich latach prawdopodobnie na swoje wyżyny. Przed AVB ciężkie zadanie, a przed nami stresujący sezon.
20 komentarzy ODŚWIEŻ