Tottenham Hotspur nie pozostawił ani grama złudzeń przybyszom z Watfordu, pewnie pokonując Szerszenie 4:0. Wynik spotkania mógłby być znacznie wyższy, gdyby nasi napastnicy trzykrotnie (!) nie testowali wytrzymałości poprzeczki. Bohaterem spotkania został Son Heung-Min z dorobkiem dwóch goli i asysty, ale cała drużyna zagrała świetnie. Nagrodą dla piłkarzy i kibiców z północy Londynu jest coraz pewniejsza pozycja Spurs na fotelu wicelidera Premier League. Jakby dobrych wiadomości było mało - do gry powrócił Harry Kane.
Jedenastka desygnowana do gry przez Pochettino wydawała się optymalną w obecnej sytuacji kadrowej Spurs. Między słupki powrócił Lloris, na ławce znalazł się Kane. Szerszenie z kolei przystąpiły do spotkania niezwykle osłabione, w drużynie przyjezdnych kontuzje uniemożliwiły grę zasadniczej większości obrońców, a dodatkowo (może nie widząc szans na zwycięstwo wobec tak zestawionej defensywy?) trener Mazarri dał odpocząć swoim największym gwiazdom: Capoue i Deeney'emu. Wszystko to stawiało gospodarzy w roli murowanych faworytów.
Koguty nie rzuciły się od razu do huraganowych ataków. Od początku jednak kontrolowały przebieg spotkania, co wystarczyło do wykreowania dwóch groźnych sytuacji. W pierwszej Janssena zatrzymał Gomes, w drugiej Holender trafił jedynie w obramowanie bramki. Na szczęście gracze Tottenhamu wzięli sobie do serca słowa „do trzech razy sztuka” i po ponad pół godzinie gry wyszli na prowadzenie. Niestety nie zawdzięczali tego wciąż czekającemu na przełamanie Janssenowi. To Dele Alli skierował piłkę w okienko bramki fantastycznym strzałem zza pola karnego. Po upływie kilku kolejnych minut było już 2:0, znów po pięknym uderzeniu. Tym razem Eric Dier pokonał Gomesa potężnym strzałem z dystansu tuż przy słupku. Podopiecznym Pochettino i to nie wystarczyło. Bramkę do szatni zaaplikował Szerszeniom Son, który wykorzystał przytomność umysłu Eriksena i zdobył kolejnego gola, trzeciego w tym spotkaniu spoza szesnastki. Do przerwy było po meczu.
Jeśli piłkarze i kibice gości liczyli, że wysokie prowadzenie zatrzyma ciąg Kogutów na bramkę, to szybko zostali sprowadzeni na ziemię. Od początku drugiej odsłony gospodarze nie zwalniali tempa, co zaowocowało następnym golem. Trippier posłał dobre dośrodkowanie na dalszy słupek, a akcję uderzeniem bez przyjęcia zakończył Son. Chwilę później Janssena zastąpił Kane, a tempo kogucich ataków powoli zaczęło spadać. Nie przeszkodziło to jednak Harry'emu powtórzyć wyczynów holenderskiego kolegi i dwukrotnie obić poprzeczkę. Dwie sytuacje miał także Son, ale hat-tricka nie udało się skompletować. Wynik spotkania nie uległ zmianie i Tottenham ostatecznie pokonał Watford 4:0.
Świetne wykańczanie akcji, wspaniałe kreowanie sytuacji, doskonała stabilność bloku defensywnego - to chyba najkrótsze podsumowanie dzisiejszego występu Kogutów. Zwróćcie uwagę, że w całej recenzji ani słowem (niezamierzenie) nie wspomniałem o grze Watfordu - ona nie istniała. Pozycja Spurs w tabeli w pełni odzwierciedla rewelacyjną formę podopiecznych Pochettino. White Hart Lane pozostaje twierdzą nie do zdobycia. Czegóż chcieć więcej?
Spurs: Lloris, Trippier, Alderweireld, Vertonghen, Davies, Dier, Dembele (75' Sissoko), Son (88' Onomah), Eriksen, Alli, Janssen (61' Kane)
Watford: Gomes, Janmaat, Cathcart, Mariappa, Holebas, Doucoure (59' Zuniga), Amrabat (70' Deeney), Niang, Cleverley, Success, Okaka (84' Kabasele)
Bramki - Spurs: 33' Alli, 39' Dier, 44', 55' Son; Watford: -
Żółte kartki - Spurs: -; Watford: 34' Doucoure
Frekwencja: 31706 widzów
Sędzia główny: Mr. A. Taylor.
9 komentarzy ODŚWIEŻ
Myślę, ze jeśli Chelsea wywiezie komplet punktów z OT to kwestia mistrzostwa będzie rozstrzygnięta.