Każdy oglądający pomeczowy wywiad z Moussą Sissoko w sobotni wieczór, w tle mógł dostrzec czającą się postać. Podczas gdy Sissoko opowiadał mediom o zwycięstwie nad Aston Villą 3 – 1, jego kolega nieśmiało chował się kilka metrów za nim, czekając aż skończy rozmowę i będą mogli ramię w ramię opuścić stadion.
Ci śledzący wydarzenia z preseasonowych wojaży Tottenhamu nie mogli być zdziwieni, tym, że Ndombele praktycznie na krok nie opuszcza swojego przyjaciela. Więź między nimi jest tak silna i widoczna, że pozostali zawodnicy londyńskiego klubu zdążyli nazwać Sissoko starszym bratem byłego zawodnika Amiens. Rzeczywiście, zażyłość ich relacji dokumentuje sytuacja
ze strefy mieszanej, która ze względu na obecność dziennikarzy piłkarze zazwyczaj omijają szerokim łukiem.
Sissoko stał się również niezastąpionym tłumaczem, zaś jego pomoc wykracza daleko poza boisko. Niewątpliwie Ndombele jest introwertykiem, ale jego „starszy brat” przebył podobną ścieżkę i napotkał podobne trudności. Przeprowadzając się z Francji do Anglii mierzył się
z tymi samymi problemami, dzięki czemu doskonale rozumie młodego pomocnika.
Wspólnie, dwaj „bracia” kosztowali Tottenham blisko 100 milionów funtów. Premierowy mecz z Aston Villą pokazał, że najdroższy w historii Spurs zawodnik, będzie godnym zastąpienia… Sissoko, który w tym tygodniu kończy 30 lat. Wszystko jednak wskazuje na to, że póki co mogą tworzyć równie zgrany duet na boisku, jak i poza nim.
Po tym jak John McGinn zdobył gola dla gości z Birmingham, dwóch Francuzów zaczęło brać się do roboty, również jeśli chodzi działania ofensywne. Pojawienie się Christiana Eriksena ożywiło grę Tottenhamu i pozwoliło odnieść zwycięstwo. Sissoko jak ma w zwyczaju, wyprowadzał piłkę pomiędzy rywalami i walczył w drugiej linii. Ndombele z kolei w swoim debiucie dał się poznać jako pomocnik, którego największą zaletą są podania. Próbował niesztampowych oraz trudnych technicznie rozwiązań, zaś zwieńczeniem solidnego występu był gol zdobyty strzałem ze skraju pola karnego.
Mimo to nie można powiedzieć, że sobotni mecz był wszystkim, co ma do zaoferowania. Był daleko od swojej najlepszej dyspozycji, szczególnie w pierwszej połowie, kiedy widać było na jego twarzy frustrację. Po meczu Mauricio Pochettino powiedział, że Tanguy Ndombele grał na 30 – 40 procent swoich możliwości. Momentami jednak jego gra wyglądała bardzo dobrze. Szybko przedstawił się londyńskiej publiczności, pokazał wielkie zaangażowanie w grę.
„Gol da mu pewność siebie”, mówił po meczu zdobywca doppelpacka – Harry Kane. „Jest zawodnikiem, kochającym utrzymywać się przy piłce, posiada wspaniałe warunki fizyczne, potrafi zagrać prostopadle, co jest dla nas świetne. A jak jeszcze zdobywa gola, to zawsze pomaga. To świetny piłkarz, który ciężko pracuje. Bardzo się cieszymy, że jest z nami”.
Linia pomocy stworzona z Sissoko i Ndombele, przy wsparciu Winksa była kluczowa w odniesieniu zwycięstwa nad Aston Villą. Trójkę w pomocy klub z Villa Park stanowili John McGinn, Jack Grealish oraz Conor Hourihane – wszyscy w ubiegłym sezonie byli częścią zespołu, który po barażach wywalczył awans.
W pierwszej połowie główne role grali szczególnie McGinn i Grealish. Panowali nad sytuacją w środku pola, zaś wychowanek Aston w dziecinny sposób ogrywał Erika Lamelę. Po golu McGinna Tottenham nie mógł się przez pewien czas otrząsnąć.
„To ważne, że udało utrzymać nam się rdzeń zespołu”, powiedział McGinn. „Sprowadziliśmy dużo nowych zawodników, co zostało dobrze potwierdzone, ale musimy wykrystalizować kręgosłup drużyny, który będzie wiedział, co dokładnie robić w trakcie meczu”.
Podopieczni Deana Smitha wyglądali dobrze dopóki, Tottenham nie zaczął grać swojej piłki. Źródłem pozytywów był na pewno występ francuskiej dwójki, która
w dużym stopniu przyczyniła się do pierwszego w tym sezonie ligowego zwycięstwa.
7 komentarzy ODŚWIEŻ