Puchary krajowe nie mają litości. Wóz albo przewóz. Gdyby Tottenham podszedł do meczu z Middlesbrough tydzień temu tak poważnie jak do Liverpoolu w sobotę, nie mielibyśmy przyjemności gościć piłkarzy Jonathana Woodgate’a na White Hart Lane we wtorkowy wieczór. Koguty chciały wygrać pierwszy mecz oszczędzając energię, a jak wiadomo chytry dwa razy traci.
Jose Mourinho wystawił najlepszych zawodników jakich mógł, aby uniknąć blamażu w postaci odpadnięcia z FA Cup, który jest ostatnią realną nadzieją na jakikolwiek puchar w tym sezonie dla zespołu Tottenhamu. W wyjściowym składzie znów pojawił się Japeth Tanganga, który z pozytywnej strony pokazał się w meczu ligowym z Liverpoolem. Tym samym potwierdzają się doniesienia o braku sympatii portugalskiego szkoleniowca w stosunku do Serge Auriera. Reprezentant WKS po raz kolejny usiadł na ławce rezerwowych a jego miejsce zajął niedoświadczony obrońca pochodzenia nigeryjskiego.
W wyjściowym składzie pojawiło się dwóch Argentyńczyków – Mourinho wyciągnał wnioski z meczu z Liverpoolem, gdzie wejście z ławki rodaków Diego Maradony zmieniło oblicze spotkania i nadało Tottenhamowi impet. W roli środkowego napastnika wystąpił dziś Lucas Moura, który pełnił rolę fałszywej dziewiątki.
Mecz rozpoczął się dla Tottenahamu w najlepszy możliwy sposób. Już w drugiej minucie, bramkarz Middlesbrough, Mejias popełnił niepewne podanie do jednego ze swoich defensorów. Przytomnością wykazał się w tej sytuacji Giovani Lo Celso, który dopadł do piłki i skierował ją do siatki obok bezbronne Tomasa.
Podopieczni Jonathana Woodgate’a pokazali jednak, że nie przyjechali na wycieczkę do Londynu, tylko mają zamiar wywieźć pozytywny wynik z północnej części stolicy Anglii. W pierwszych minutach po zdobyciu gola największym zagrożeniem dla bramki Paulo Gazzanigi był… Davidson Sanchez, który był punktem zapalnym wielu akcji.
Sytuacja uspokoiła się w 15 minucie, gdy drugi z Argentyńczyków podwyższył wynik na 2:0. Erik Lamela wykończył sytuację lewą nogą.
Od tego momentu mecz stał się jednostronnym widowiskiem. Tottenham wyraźnie zdominował zespół przyjezdny. Swoje okazje do zdobycia bramek mieli boczni obrońcy zespołu z N17. Zarówno Ryan Sessegnon jak i jego vis-a-vis Japhet Tanganga nieznacznie chybili, posyłając piłkę obok słupka. Strzału spróbował również Eric Dier, który jednak posłał piłkę panu Bogu w okno. Przebojowy drybling efektownym padem w polu karnym zakończył Lo Celso, ale sędzia nie zdecydował się podyktować jedenastki.
Middlesbrough próbowało się odgryzać, ale próby te były bezskuteczne. Szanse na zdobycie bramki kontaktowej marnowali Paddy McNair czy Ashley Fletcher.
Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 2:0. Najmniej pewnym punktem Tottenhamu wydawał się być kolumbijski stoper – Davidson Sanchez. Mecz był pod kontrolą absolutną kontrolą Tottenhamu. Tylko katastrofa drugiej połowie odebrałaby gospodarzom awans.
Piłkarze obu ekip wyszli na drugą połowę w takich samych składach. Po spokojnym początku, w 52 minucie Tottenham stworzył sobie idealną sytuację do zdobycia bramki na 3:0, jednak po dośrodkowaniu Tangangi, Sessegnon nie trafił z metra! Na jego szczęście i tak znajdował się na spalonym. Gracze Boro nie złożyli jednak broni i zatrudnili kilka razy Paulo Gazzanigę. W 57 minucie Jonathan Woodgate stwierdził, że drużynie potrzebny jest impuls i wprowadził do gry George’a Saville’a, który zastąpił Bena Liddle’a. jak się później okazało - miał nosa.
Po mało efektywnej godzinie gry, Lucas został wymieniony przez Mournho na Son Heung-mina.
Bardzo aktywny w drugiej połowie był Ryan Sessegnon. Młodzieżowy reprezentant Anglii grał bardzo dojrzale i sprawiał wiele kłopotów rywalom. Dobre zawody grał również Harry Winks. W międzyczasie zmieniony został Spence po stronie gości. Zastąpił go Marcus Tavernier. Chwilę potem murawę opuścił również Lukas Nmecha, niemieckiego napastnika zmienił Rudy Gestede.
Gdy wydawało się, że mecz zakończy się zwycięstwem Tottenhamu, zupełnie z nikąd, do bramki trafił George Saville. Były piłkarz Chelsea skorzystał z błędu Sancheza, który przegrał główkę, Anglik zabrał się z piłką i skorzystał z apatycznej postawy Tangangi. Zszedł do środka i oddał strzał prawą nogą w prawy dolny róg bramki argentyńskiego bramkarza.
Gol kontaktowy wlał w serca piłkarzy Boro nadzieję na odwrócenie losów meczu. W obliczu wyczuwalnego zagrożenia, The Special One zdecydował się na zmianę ofensywną. Za Erica Diera wszedł Dele.
Mimo nacisków ze strony Boro, Spurs chcieli zdobyć gola numer trzy i odgryzali się kontrami. Niezłym rajdem prawą stroną boiska popisał się Tanganga, jednak nikomu nie udało przekuć się jego w gola. W ostatniej akcji meczu Dele mógł przypieczętować zwycięstwo, jednak za mocno podał do jednego z kolegów.
Na szczęście Tottenhamu, bezpośrednio po tej akcji sędzia Pawson zakończył zawody. Nikt nie spodziewał się tak emocjonującej końcówki mając na uwadze ogólną dominację finalistów ubiegłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Po raz kolejny okazało się, że Tottenham ma poważny kłopot z dowiezieniem bezpiecznego wyniku do końca. Czar Tangangi prysł, młodzian popełni kilka błędów, w tym ten kluczowy przy golu Saville’a.
Na plus można zaliczyć postawę Argentyńskiego duetu Lamela – Lo Celso, którzy w pojedynkę zapewnili awans do 4 rundy FA Cup. Występ Eriksena podsumował rzut wolny wykonany przez Duńczyka w 88 minucie. Piłka znalazła się na wysokości 3 piętra. Następne mecze w pucharze już w 24 stycznia.
Come on you Spurs!
14 komentarzy ODŚWIEŻ
PS. Dier dzisiaj obchodzi 26 urodziny :D
Sanchez ostatnio właśnie był zdecydowanie naszym najlepszym obrońcą, zwłaszcza w meczu z Chelsea, a wczoraj tragedia. Chociaż te piłki naprawdę dziwnie latają.
i tak w ogóle to strasznie słaby mecz w naszym wykonaniu i całe szczęście, że nam podarowali na srebrnej tacy obie bramki, bo oprócz Tangangi to można pochwalić LoCelso dwumecz z Boro jego najlepszym występem u nas ,ale to drugoligowiec był. A Gazzaniga kolejny gol na jego konto i znow probowal wyjsc jak w meczu z Chelsea, wiec za jedna dobra interwencje naprawde nie wiem jak goscia mozna chwalic. Latem także bramkarz bedzie absolutnie konieczny