Burnley: Pope, Bardsley, Tarkowski, Mee, Taylor, Hendrick, Cork, Westwood, McNeil, Wood, Rodriguez.
Subs: Brownhill, Brady, Hart, Pieters, Lennon, Vydra, Long.
Tottenham Hotspur: Lloris, Alderweireld, Sanchez, Tanganga, Vertonghen, Skipp, Dier, Ndombele, Bergwijn, Alli, Lamela.
Subs: Winks, Lo Celso, Sessegnon, Gazzaniga, Aurier, Lucas Moura, Fernandes.
Od kiedy okazało się, że prawdopodobnie piąte miejsce w lidze da bezpośredni awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów po dyskwalifikacji Manchesteru City, zajmujące wtedy piąte miejsce Koguty zdecydowanie obniżyły loty. Czyżby uznali, że P5 to dolna granica, poniżej której nie spadną i poczuli się zbyt pewnie?
Wszystko na to wskazuje, ostatni raz w lidze wygrali 16 lutego z Aston Villą. Po tym spotkaniu Spurs przegrali 4 razy z rzędu. W Lidze Mistrzów nie dali rady RB Leipzig, w Premier League przegrali derby z Chelsea oraz z rewelacją tego sezonu Wolverhampton. W środku tego tygodnia, odpadła jedyna, realna szansa na zdobycie trofeum w kampanii 2019/2020. Porażka w serii rzutów karnych z ostatnim w tabeli Norwich, po brawurowych paradach Tima Krula, pozbawiła Tottenham nadziei na wygranie FA Cup. Holenderski bramkarz sprawił również, że przez kolejny sezon kibice Spurs będą sobie zadawać pytanie: gdzie te puchary?
Kolejnym rywalem, przed starciem w Lidze Mistrzów w Lipsku, było Burnley. Zespół Seana Dyche’a podszedł do spotkania z londyńczykami bez strachu w oczach, nie mieli się czego bać, patrząc na skuteczność zespołu Jose Mourinho w ostatnich spotkaniach oraz fakt, że dwaj najlepsi zawodnicy: Harry Kane i Heung-min Son byli niedostępni. Burnley musiało radzić sobie bez Matthew Lowtona, Johanna Gudmunsonna czy Ashleya Barnesa.
Lepiej w mecz weszli piłkarze z Burnley. Wiele akcji kończyli strzałami. W sumie w całym meczu oddali 21 uderzeń na bramkę, z czego 8 leciało w światło bramki. Pierwsza bramka padła w 13 minucie, jednak nie obyło się bez kontrowersji. Lewy obrońca Charlie Taylor spróbował dośrodkować piłkę, która odbiła się od Davidsona Sancheza i trafiła Anglika w rękę. Sędzia puścił grę i po chwili z gola cieszył się Chris Wood. W trakcie meczu wiele osób komentowało decyzję sędziego, twierdząc, że popełnił on błąd. Trzeba jednak przyznać, że nie było podstaw do zagwizdania ręki i gol został zdobyty prawidłowo.
Oglądanie Tottenhamu to męka w ostatnich spotkaniach. Nie inaczej było dzisiaj. Drugi mecz z rzędu od początku zagrał Oliver Skipp, który jest za słaby na Tottenham. Występ w pierwszej połowie młodego Anglika był wystarczający dla Mou, aby podjąć decyzję o wymianie zawodnika. Tanguy Ndombele również został zmieniony w przerwie meczu, co mówi wiele o drugiej linii Tottenhamu w pierwszej połowie. Na boisko weszli Lo Celso i Lucas. Była to dobra decyzja The Special One, gorzej być nie mogło.
Wraz z początkiem drugiej połowy Spurs przeszli na grę czwórką obrońców. Zaś parę środkowych pomocników tworzyli Dier i Lo Celso. Zaraz na początku drugiej połowy Erik Lamela zaprosił do tanga Bena Mee. Sprytnie zostawił nogę, w którą wszedł rozpędzony stoper. Sędziującemu dzisiejsze spotkanie Jonathanaowi Mossowi nie pozostało nic innego, wskazał na jedenasty metr. Do piłki podszedł występujący dzisiaj w roli fałszywej dziewiątki Dele, który pewnym strzałem pokonał Nicka Pope’a.
Spotkanie stało się ostrzejsze w drugiej połowie. 8 z 9 żółtych kartek zostało pokazanych w drugie połowie. Dochodziło do wielu pojedynków. Jeff Hendrick i Steven Bergwijn faulowali się nawzajem za co otrzymali po napomnieniu. Swoje okazje na przechylenie szali zwycięstwa miały obydwie drużyny, dobre szanse zmarnował Matej Vydra. W końcówce spotkania ciężar gry na siebie próbował wziąć Lo Celso, ale jego akcje kończyły się raczej niebezpiecznymi stratami.
Solidne spotkanie zagrał Eric Dier oraz Japhet Tanganga, który wyglądał bardzo dojrzale, przyćmił swojego vis-a-vis w drużynie Burnley, Charliego Taylora. Był to kolejny mecz, który można zaliczyć na plus dla Anglika. Ogółem Tottenham zaprezentował się zdecydowanie poniżej oczekiwań, zaś rywale grali tak jak chcieli, prostą piłkę opartą o ustawienie 4-4-2. Gdyby nie podyktowany rzut karny Tottenham przegrałby kolejny mecz.
We wtorek gramy z Lipskiem, a za tydzień z Manchesterem United, w którym gra Bruno Fernandes. Trzymajmy kciuki za Tottenham.
COME ON YOU SPURS
10 komentarzy ODŚWIEŻ
Powtórzę więc to co napisałem po Norwich. Nie żądam od Mourinho stylu i nawet jestem w stanie przymknąć oko na brak wyników, ale bardzo mile widziany byłby elementarny pomysł na tę drużynę. Odkąd pamiętam, czyli od czasów Ramosa zawsze ten pomysł był. Czasem piramidalnie głupi (4-2-3-1, Paulinho na "10" i tysiąc podań za AVB, 4-4-2 z Bentalebem i Sigurdssonem i gra na aferę za Sherwooda), ale był. Teraz panuje - to chyba będzie najwłaściwsze słowo - burdel.
Moim zdaniem Jose cały czas szuka zawodników na których może liczyć, a poza Lo Celso takiego obecnie nie ma.
Widac gołym okiem, ze ustawienie defensywne nam nie leży, nie potrafimy grac bez pilki. Wygląda to tragicznie, a boje sie ze tak bedziemy grac caly czas.
Nie uwazam, ze obecność Kane'a czy Sona by cos zmieniła bo mamy problem z tworzeniem sytuacji podbramkowych.
Ciężko byc optymistą, widząc jak to wygląda, zaczynam mieć obawy czy Jose Mourinho jest właściwą osobą, która uleczy ten zespół. Brak rozegrania, brak pressingu, brak jakiejkolwiek organizacji gry ida na konto Jose. Wszystko to jeden wielki chaos.
Powyższy wywód proszę rzecz jasna podzielić przez dwa ale już mnie po prostu frustruje ta sytuacja, gdzie z jednej strony widzę drużynę w marazmie a z drugiej pyszałka, który już niewiele może ale (właśnie dlatego?) się broni dawno przebrzmiałą chwałą.
Jeśli na każdym kroku podkreślasz jakim to nie jesteś fachowcem, ile to nie wygrałeś, na każdą krytykę odpowiadasz oburzeniem to ja wtedy pozwalam sobie więcej wymagać.
Słowem, im mniej piłowania mordy o swojej wyjątkowości tym z mojej strony więcej wyrozumiałości.