Trzeba zdążyć przed sezonem. Gdy bowiem w sierpniu zacznie się nowa, zwycięska era, nikt już nie będzie chciał rozpamiętywać tego co jeszcze przed rokiem uchodziło za sukces. A przecież to co przydarzyło się Hotspur w latach 2005-2008, po 20 sezonach stabilnej pozycji w środku i dole tabeli, było jednak pewną zdumiewającą historią. Oto jej uproszczony i selektywny oraz jakże subiektywny obraz z zaznaczonym także udziałem kibiców i managamentu. Czasami myślę, że to absolutnie wszystko, co z tej historii pozostało w świadomości sieci.
- 2005/2006 z Martinem na czele
Coś się wyraźnie w instalacji rozregulowało i (ni z tego ni z owego) gnijemy na 4 miejscu przez tyle tygodni choć to prawda, że masę punktów w końcówce zdobywamy w wyniku zwycięstw przewagą tylko 1 gola. Ale czyż nie o to chodzi w sporcie? Nieliczni tylko wiedzą, że nasz Martin to gość bez warsztatu (jeszcze się o tym głośno nie mówi) ale mamy to gdzieś, bo 5 miejsca nie było na Lane od ... no właśnie - od kiedy?
- 2006/2007 - też 5 miejsce - ale to już nie to
Krew już w nas gorąca i odświeżyliśmy sobie Glory Tottenham i nie tak łatwo nas zbyć byle czym. Poza tym prawie wszyscy już wiedzą, że nasz Martin to gość bez warsztatu (już powoli zaczyna się o tym mówić). Pierwsze zdjęcia klawiatury z przyciskiem JOL OUT zaczynają się pojawiać w sieci.
- 2007/2008 pierwsza ćwiartka sezonu
Czy jeszcze ktoś nie wie, że nasz Martin to gość bez warsztatu? (mówią już o tym wszyscy). Poza tym sezon zaprzeczeń: Zarząd, że oferował - Kemsley, że nocował - Ramos, że się spotykał i w końcu Jol, że płakał. Jedynie Damien niczemu nie zaprzecza. Wręcz przeciwnie. Damien twierdzi. Szczerość w naszym klubie to norma.
- 2007-10-26 czwartek
Prezes zdecydowanie wciska wiadomy klawisz i Jol jest out czyli - jak mówią życzliwi - był i się zbył.
- 2007-10-27 (plus) - dzień po i dni kolejne
Nasz Martin wydaje się nam taki śmieszny a cała jego twórczość dziełem mniejszych czy większych przypadków. Bo my już czekamy na managera nieprzypadkowego. Prezes odświeża swój andaluzyjski kontakt (Damien nie zaprzeczał!!!). Hiszpański Doktor przybywa leczyć Harrego Hotspura, który spadł ze średnio wysokiego konia.
Przedstawienie tej historii było konieczne żeby miał jakiś sens poniższy do niej komentarz i wszystkie sentymentalne smuty, które za chwilę się wyleją. Jeśli ktoś podważa tę historię, to i komentarz traci rację bytu. Można nie czytać. Albo powiadomić administrację. Wszystko bowiem zasadza się na porównaniu i założeniu, że w przeciwieństwie do starego, nowy menago zostaje zaangażowany jako gość z warsztatem (wszyscy od początku już to wiedzą i od razu głośno o tym mówią). Strategia, taktyka, zdecydowanie, doświadczenie, sukces. Przeciwieństwo BMJ. Oczekiwany krok naprzód. Wyglądało, że byliśmy już trochę zawstydzeni, że wielkim Tottenhamem wciąż kierował człowiek tak mało poważny jak MJ. Głupio się zrobiło, że mu na to pozwolono przez tak długi okres czasu. A skoro krok naprzód to i zmiany. Nowy trener ma być inny. Wierzymy w jego rozum i zawodowstwo. Sami się zmieniamy. Poważniejemy. Kończymy wygłupy z hitmanem. Zaczynamy grać o Ligę Mistrzów. Profesjonalizm w twardych decyzjach gwarancją przyszłych sukcesów a nie motywacyjne pogawędki trenerskie jak dotychczas. Warsztat! To on daje nam pewność. To on jest naszą nadzieją. Jest kluczem do dalszych rozważań. Warsztat jest wszystkim!
I teraz wypadałoby przystąpić do najciekawszego. A zatem znaleźć tę wyraźną zależność pomiędzy tym ramosowym warsztatem i jego u nas sukcesami. Wykazanie tego analizą, porównaniami i statystyką nie powinno stanowić dla zapaleńców (poza brakiem czasu) żadnego problemu. Dla laików zaś (czyli tych, którzy na piłce się nie znają, za to bardzo ją lubią oglądać), ciekawym doświadczeniem prawdziwego rzemiosła (w wyższym tego słowa znaczeniu). No chyba, że tej zależności nie ma i jak mówi maksyma, nie da się znaleźć czarnego kota w ciemnym pokoju, szczególnie jeśli go tam nie ma. Czy my jednak jesteśmy aż tak bardzo zdeterminowani, że wbrew wszystkiemu i tak go tam znajdziemy? I to zwłaszcza, jeśli go tam nie ma? Skuteczna propaganda jest zawsze gotowa na tę zabawę.
Jeśli bowiem na razie tej zależności rzeczywiście nie ma - to pojawia się przerażające pytanie - co właściwie jest? Przypadek, szczęście, intuicja? O, nie! Sprowadzać Ramosa do przypadku, szczęścia czy intuicji? Ależ, ależ... to by go przecież zniżało do poziomu Martina. A przecież Juande to warsztat, to wiedza, to antracyt! Ale (załóżmy) jeśli się rzeczywiście okaże, że to co mu się udało na razie ze Spurs to tylko kwestia szczęścia, przypadku, intuicji to chciałbym się uspokoić, że to także nas ucieszy i ktoś w końcu, kiedyś, też głośno to przyzna. W sporcie to przecież normalne. To właśnie jest sport. Bez zażenowania, że to głupio, że profesor też bywa czasami tak nadzwyczajnie zwyczajny, że też może często dokładnie nie wiedzieć jak to się dzieje, że mu wszystko wychodzi. Po prostu próbuje i patrzy co z tego będzie.
Czy stać nas na dopuszczenie myśli, że w przypadku Ramosa i jego pracy ze Spurs (jak do tej pory) cały czas działać może jedynie to coś, czym właśnie jest sport. To coś, co w pierwszych tygodniach pracy nazywane jest efektem nowej miotły. Czyli nie wiadomo co. Coś co powoduje, że mistrzowie też przegrywają (i nie wiedzą jak to się mogło stać) a maluczcy też czasem odnoszą sukcesy (tym bardziej w niewyjaśnialny sposób). Ale to wymaga jakiegoś oglądu sytuacji z dystansu. Nie może być tak, jakbyśmy jeden przed drugim nie chcieli się przyznać, że mamy jakieś krytyczne uwagi, by nie narazić się na śmieszność, że się nie znamy na rzeczy. Albo, co może i bardziej dotkliwe w tym świecie, że automatycznie popieramy nieudaczników takich jak Jol. Jak się okaże, że The Perfect One osiągnął wszystko nie swoim warsztatem tylko swoją magią to nasz świat się chyba nie zawali. Przynajmniej ja nie będę miał z tym problemu. Przeżyło się to z Jolem i nawet się podobało. Z drugiej strony jeśli tak niewiele potrzeba zwykle do sukcesu to czemu ten cholerny Martin sam nie wpadł na to, że Big Tom czy Robbo nie powinni żreć aż tyle chipsów?
Ale zdaje się że, taka diagnoza sukcesów Ramosa niezbyt nam odpowiada? Brzmi niepoważnie? Może i tak. Ale czasem myślę, że to jest właśnie cała prawda o tym 3/4 razy 2007/2008 : spróbował rzeczy najprostszej (zdrowy rozsądek) i ... wygrał puchar. Coś czego zestresowany Jol nie mógł już najwidoczniej ani zauważyć ani zmienić jesienią zeszłego roku.
Stosunek kibiców do Ramosa był od początku euforią. Lecz pod koniec sezonu zaczynał już jednak powoli wykraczać poza normalnie przyjęty zakres kredytu zaufania czy okresu ochronnego jakie zwykle przyznaje się nowym ludziom, obejmującym jakieś stanowisko. Chcemy sukcesu THFC a skoro związaliśmy te marzenia z Juande to będziemy przy tym trwać i tak łatwo nie tracimy ducha. Ramosa się generalnie nie podważa. Poza tym, lubimy się zgadzać z Juande. W najgorszym wypadku (niezrozumiale słabych występów w końcówce sezonu na przykład) tak łatwo, po prostu, stwierdzamy, że przecież poczekamy i zobaczymy czym nas jeszcze zaskoczy. Wierzymy i często powtarzamy, że przecież wie co robi. Kibice Spurs zadowoleni? Juande - to musi być jednak zjawisko!
Ale negatywnym skutkiem tego, jest proces, który nazwałbym chodzeniem na palcach wokół tematu Ramosa. Interpretowanie wydarzeń i wątpliwości przez tak długi czas zawsze na jego korzyść. Tak jakbyśmy wierząc jemu (że wszystko się uda) nie do końca wierzyli sobie i na wszelki wypadek usunęli każdy kamyk spod jego stopy (wężowego splotu raczej) tak żeby się Gigant nie przewrócił. Jednak na dłuższą metę byłoby to męczące, gdybyśmy dalej na siłę pieścili Ramosa w ten dziwaczny sposób, pomimo, że rzeczywistość, być może, mówi coś innego.
Można się z powyższym nie zgadzać. Sam nie jestem pewien. Przydałaby się bardziej fachowa, konstruktywna i zimna analiza. Zanim jednak zapłoniemy świętym oburzeniem, proszę, prześledźmy choćby te trzy przykłady.
1. Ramosa oceniamy dopiero po sezonie!
Hasło dość popularne w czasie sezonu wśród ludności. I trudno się nie zgodzić. Po sezonie to po sezonie. Nie ma sprawy. Ale przecież ten czy ów odtrąbił zakończenie tego sezonu już w marcu, co było zresztą bardzo poręczne jako wyjaśnienie, a może i bardziej usprawiedliwienie, dla nijakiej gry biało-niebieskiej armii Juande w ostatnich tygodniach. Przepraszam, ale odkładanie oceny brzmi jakbyśmy jeszcze czekali na coś (zmiażdżenie Liverpoolu w ostatnim dniu na przykład?), co dałoby jakieś dodatkowe argumenty za oceną celującą. Idąc tym tropem to oceńmy go dopiero po sezonie 2008/2009, który - jesteśmy pewni - będzie wyśmienity Unikniemy wtedy jakichkolwiek negatywnych cenzur, co wydaje się być tak przez nas pożądane. Albo oceniać wybitnie albo w ogóle, bo zbyt cenny ten nasz Ramos aby się ot tak czepiać. Nic dziwnego - przecież lubimy się chwalić Ramosem. Za to Jola już na pewno nikt po sezonie oceniał nie będzie. On już nie zdał. Nie doczekał nawet półrocza.
2.Dziwny przypadek Adela Taarabta!
Olbrzymia ilość negatywnych opinii na początku sezonu, że ten zawodnik nie gra w pierwszym składzie i wieszanie psów, że nie dostaje szans. Gorący temat każdego wtedy weekendu. Jol, czy to pod presją czy z własnego w końcu przekonania, wpuszcza go zatem jako rezerwowego. Pomimo krótkiego pobytu na boisku Adel nie chowa się. Przeciwnie pokazuje się jako wybitny technik, talent, sprinter i tak dalej Tylko że... zupełnie nieprzydatny dla drużyny! Skupiony wyłącznie na dryblingu i strzałach. Jakby koniecznie chciał coś udowodnić trenerowi poprzez przeważenie szali zwycięstwa tę jedną, jedyną akcją, tym jednym, jedynym strzałem - zaniedbując całkowicie rolę rozgrywającego. A rozgrywanie to czego tak bardzo brakowało naszemu składowi jesienią 2007. Znany przypadek z podwórkowych i szkolnych boisk. Przypadek nieprzeciętnie zdolnego kolegi z drużyny, z którym jednak nikt nie chce grać, bo ten nic tylko kiwa i kiwa. Ale ludność póki co obstaje przy swoim i tę rezerwę do Adela zapisuje Jolowi jako wielki minus. Ale do rzeczy! Co się dzieje gdy przychodzi Ramos? Musi od razu widzieć, że Taarabt zupełnie nie jest gotowy w tamtym momencie na Premiership. Nie wystawia go wcale na początku. Ale opinia publiczna nie warczy już za to na Ramosa. Już każdy rozumie, że tak właśnie jest racjonalnie i fachowo (warsztatowo!). Owszem pojawiają się i głosy zachęcające do grania Adelem ale nie w listopadzie, przecież, czy grudniu, gdy rewolucja Ramosa startowała lecz dopiero w marcu i kwietniu, gdy od tego czy zagra dobrze czy źle, już aż tak wiele nie zależy. Czy to źle że lubimy się zgadzać z Juande?
3.Znam tych zawodników!
Gdy Ramos przychodził jesienią zaskakująco twierdził, że zna tych zawodników, wie co im dolega i wie jak ich rozkręcić. Po czym jedyną naprawdę wyrazistą zmianą było tak naprawdę zastosowanie diety cud i to oczywiście pomogło na krótką metę. Jednocześnie twierdził, że w środku sezonu raczej się nie kupuje, bo wtedy nie ma wystarczająco wartościowych zawodnikow na rynku. A jednak wbrew zasadom robi zakupy i to nie ot jakieś tam, tylko zasadnicze (no i przy okazji genialne!). Czyli co - znowu to z czym przychodził do nas czyli konkretna wizja i plan wcale nie działają? A jeszcze to hasło, o tym, że po finale CC piłkarze grają o swoją przyszłość w tym klubie a zaraz potem, że i tak musi wywalić pół składu. W rezultacie grali co grali a ludziska wychodzą wcześniej na prawie każdym meczu. Czy ja mam pretensje do Ramosa o to co robi? Nie, absolutnie nie. Nie mogę i nie chcę się czepiać szczęśliwego człowieka za to, ze dopisuje mu szczęście, a to przecież sprzyja lepszym. Ja się tylko dziwię, że CC tak przysłoniło nam oczy, że tych niekonsekwencji Ramosa zdajemy się ani nie zauważać ani nimi przejmować. Ja też się nimi nie przejmuję. A zauważać? No cóż, dla podtrzymania dobrego nastroju i z tego można zrezygnować. Ale na wypadek braku sukcesów w nowym sezonie, ja na Ramosie psów wieszać nie zamierzam. To przecież dobry trener.
A na zakończenie (nareszcie) o tym, o czym właściwie chciałbym zacząć, pisząc o tym udanym przecież sezonie? Zatem o rzeczach pozytywnych i mocnych punktach nowego reżymu, stronach jasnych i oczywistych. Mamy pełne zaufanie do reżysera. Wszyscy do wszystkich. Nie chcę być kontrowersyjny. Zatem oto moja lista sukcesów (kolejność nieprzypadkowa) :
1.Transfery
Pierwszorzędny wybór w zimie. Hutton i Woodgate. Tak skupionych na grze zawodników to naprawdę, naprawdę... Wydaje się, że nie potrzebują żadnej już innej motywacji niż sam fakt, że są w składzie. Zarabiają swoje pieniądze za coś bardzo konkretnego - całkowite zaangażowanie w swój zawód. Wybór z jednej strony bardzo rozważny. Całkowicie zachowawczy, który na tym etapie dawał nowemu menago szansę wyjścia z twarzą na wypadek, gdyby sprawy nie szły pomyślnie (zawsze się może zdarzyć w Premiership). Pewni ludzie do pewnych celów. Na zasadzie, że może nic już nie wygramy ale też nie ryzykujemy spadku (mało prawdopodobne, ale...). Przyjście tych dwóch to zapewnienie spokoju na tyłach, które zbiegło się z powrotem Kinga. W nagrodę za rozwagę, Ramos dostaje coś extra. Obaj nowi obrońcy z wyraźnymi tendencjami do atakowania. To się opłaciło już niedługo, w finale CC.
2. Curling Cup
Nie wierzę, że Ramos, choć jest miłośnikiem pucharów, tak naprawdę zakładał zdobycie jakiegokolwiek trofeum krajowego już w pierwszym swym sezonie. Ale go zdobył! Dla Spurs to olbrzymi sukces sam w sobie. Gratulacje.
3. Jamie
Coś go tchnęło i wprowadził O'Hare do zespołu. Wprawdzie wygląda mi to jak strzał na chybił trafił ale to właśnie Ramos a nikt inny go wykonał. I udało się, a o to właśnie chodzi. Stało się to wizytówką pierwszych miesięcy Ramosa ze Spurs.
4. Damien
Oficjalnie wyglądało, że współpraca układa się, jak obaj na początku podkreślali, wybornie. Jedno jest pewne. Damien ma swój osobisty, poważny interes w tym żeby Ramosowi się udało i zginąć mu na pewno nie pozwoli. Juande wykorzystaj to! Kiedy jak kiedy, ale wygląda, że tego lata razem z Prezesem pozwolą ci kupić kogo tylko i to za spore pieniądze.
5.Trzech muszkieterów
Bez jakiegoś wielkiego znawstwa i z dużym prawdopodobieństwem popełniania błędu, powiem tylko, że gra z Bentem jako trzecim była bardzo obiecująca. Tym bardziej, że wzmacniała ona rolę cofniętej nieznacznie pary Berba - Keano, których współpraca zawsze przynosiła korzyści Spurs i cieszyła oko kibica.
Mam nadzieję, że nie rozpoczniemy kolejnego sezonu bez zdecydowanie głębszej analizy pracy Ramosa w Spurs. To czego ten artykuł z oczywistych dla mnie przyczyn nie może zapewnić, gdyż z założenia miał być kolejnym elementem sezonu ogórkowego. W ostatnim słowie dodam jeszcze jedno spostrzeżenie. Ciekawie się obserwuje Ramosa na meczach przy zbliżeniu kamer na ławkę trenerską gdy mu jakieś koncepcje nie wychodzą. To zdziwienie na twarzy, że świat może być nagle inny niż warsztatowe strategie przewidują, że istnieje w ogóle inny świat poza warsztatem. A zaraz potem kolejny komunikat, że chyba w głowie rodzi się nowy zabójczy plan na drugą, lepszą połowę i wtedy chce się bardziej dopingować. Albo, że właśnie nasz trener, jak zwykły człowiek, zdaje sobie sprawę, że jest w poważnych tarapatach, bo pomimo genialnego planu wszystko się w tym cholernym świecie, nie wiedzieć czemu, wali (i nie ma Kinga na ławie!). I wtedy dopingować nie tylko chce się ale i trzeba jeszcze bardziej.
I tak jak Martin niech nie będzie nazwany tylko Facetem Bez Klasy lecz pozostanie w naszej pamięci prawdziwym Big Martin Jolem, tak życzę sobie aby i Ramos nie był zapamiętany jako Oneday Ramos tylko jak sam chce - The Perfect One. Choć ostatecznie najważniejsze jest to aby był kimś kto rzeczywiście natchnie Spurs zarówno do zaspokojenia ambicji Zarządu o finansowej potędze klubu jak i do spełniania marzeń kibiców o sportowym sukcesie. A jedno bez drugiego, zdaje się, istnieć nie może.
autor: nth1
0 komentarzy ODŚWIEŻ